piątek, 15 listopada 2013

20.09.2013 r. - Szkolnictwo wyższe na syberyjską modłę

Właśnie dobiegł końca pierwszy tydzień zajęć. Nauczyciele są sympatyczni. Mam nadzieję, że rozumieją, że ja ich średnio rozumiem i taryfa zaliczeniowa będzie ulgowa. Na szczęście przedmiotów nie mam wiele: literatura rosyjska XIX w., literatura rosyjska XX w., składnia współczesnego języka rosyjskiego, średniowieczna literatura powszechna oraz kurs języka rosyjskiego dla obcokrajowców. Na tych ostatnich zajęciach przeżyłam prawdziwy szok genderowy. Pierwszy raz nie tylko na tym wydziale ale i w ogóle w moim życiu po maturze, chodzę na zajęcia, gdzie jestem jedyną dziewczyną. Czyli wyobraźcie sobie całą zgraję osiemnastoletnich Tadżyków i Kirgizów a między nimi ślepą mysz, która gdyby była ich siostrą już powinna mieć co najmniej trójkę dzieci. Ostatnio pytali mnie z którego roku jestem - 94 czy 95 :P. Powiedziałam tylko, że dam nie pyta się o wiek. Ogólnie rzecz biorąc na uczelni jest jak w szkole. Zajęcia niby mają 90 min, ale po 45 jest krótka przerwa, żeby się dzieci nie zmęczyły. Na każdą przerwę, i tę śródlekcyjną, i tę między zajęciami, dzwoni dzwonek. Gdy nauczyciel wchodzi wszyscy wstają i mówią chóralnie "dzień dobry". Na korytarzach wiszą gazetki ścienne ze zdięciami z ostatniej wycieczki, chmurkami z waty oraz wynikami plebiscytu na studenta tygodnia. Największe deżawiu podstawówkowe przeżywam na przerwach, kiedy dzieciaki ganiają się po klasie, rzucają w siebie zeszytami, grają w piłkę śmietnikiem, skaczą po ławkach a chłopaki wynoszą dziewczyny na korytarz, albo wsadzają na szafę. Nie ma się w sumie co dziwić - jeśli oni zdają maturę w wieku 16, czy 17 lat to teraz mają po 18, czyli tyle co my w najgłupszym licealnym wieku. Zajęcia wyglądają tak, że pani dyktuje, a dzieci zapisują... Na każdym wykładzie jest sprawdzana lista obecności, a w trakcie zajęć pani chodzi po klasie i sprawdza czy wszyscy ładnie notują. Ostatnio jak jakaś para rozrabiała w tylnych rzędach, zamiast jak to u nas bywa po prostu kazać im wyjść, pani wzięła ich notatki do oceny i postawiła oczywiście pały.

Tydzień nauki i pracy trwa tu 6 dni. Nic dziwnego zatem, że kończą szkołę o rok wcześniej od nas. Mysz jednak nie jest taka głupia, żeby dać się wrobić w zajęcia w sobotę. Wręcz przeciwnie tak się ustawiła, że nawet piątki ma wolne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz