Dziś przy obiedzie rozmawiałam z moimi
współlokatorkami o rosyjskich bajkach. Okazuje się, że kraj rad stworzył
nie tylko swoje bajki, ale również swoje wersje bajek nieswoich.
Wyobrażacie sobie, że w radzieckim "Kubusiu Puchatku" nie ma Krzysia,
Kangurzycy, Maleństwa, a co najgorsze, Tygryska. Pasiasty, rozbrykany
bumelant był pewnie wrogiem mas pracujących,a Kangurzyca ewidentnie
puszczalska. Widział ktoś tatę Maleństwa?? Albo chociaż jego portret nad
kominkiem, udekorowany pośmiertnym krzyżem zasługi? Maleństwu
ewidentnie brakowało pionierskiej chusty marzeń, ale za co przyczepili
się do Krzysia - nie mam pojęcia. Może zwiewał z pochodów
pierwszomajowych? Na otarcie łez radzieckie dzieci dostały prawdziwe
radzieckie bajki: na przykład o białym niedźwiadku mieszkającym na
dalekiej północy albo o mamuciątku, które zgubiło mamę i pływa na krze w
jej poszukiwaniu. Jest też niezapomniany krokodyl Giena i jego kumpel
Czeburaszka (po polsku to podobno Kiwaczek, ale darujcie brzmi to
jeszcze głupiej niż w oryginale wiec tego nie napiszę :P).
Mnie najbardziej spodobała się opowieść o
chłopcu, który znalazłszy kota chciał go przygarnąć, a wobec
zdecydowanego veta ze strony rodziców dał dyla. Rozumiem z dziewczyną,
ale gigant z kotem? To mogli wymyślić tylko inżynierowie dziecięcych
dusz. W tak zwanym między czasie przybłąkał się pies o jakże znajomym
imieniu Szarik i wszyscy razem zamieszkali w niewielkiej wiosce
Prostokwaszyna. Bajka oczywiście nie pozbawiona jest elementów
dydaktycznych, np. kot tłumaczy psu, że nie mogą wziąć krowy, bo to
krowa państwowa. Opowieść o szczęśliwej trójce stała się na tyle
popularna, że nazwę bajkowej wsi noszą dzielnicę w rzeczywistych
miastach. Powstała również cała seria produktów mlecznych reklamowana
przez pasiastego kocurka. Na szczęście po przetopieniu żelaznej kurtyny
na cerkiewne lichtarze i czerwone mercedesy rosyjskie dzieci dostały
również zachodnie bajki i obecnie rekordy popularności biją pingwiny z
madagaskaru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz