środa, 28 maja 2014

28, 30.05.2014 O Myszy, która jeżdziła koleją

Na początek parę słów o rosyjskiej kolei żelaznej. W rosyjskich pociągach dalekobieżnych występują trzy rodzaje wagonów, co odpowiada mniej więcej naszym klasom:  I - wagon kupe, II - plackartnyj wagon oraz III - obsi wagon. Wagony pierwszego typu podzielone są na przedziały, w których znajdują się cztery łóżka piętrowo po 2 na każdej ścianie. Wagony drugiego typu nie mają przedziałów. Stojące również piętrowo łóżka, wydzielają coś w rodzaju boksów, zwanych po rosyjsku kubrykami. Jeden taki boks składa się z sześciu łóżek cztery, podobnie jak w kupe, ustawione prostopadle do kierunku jazdy, a dwa wzdłuż i pomiędzy nimi przejście zastępujące korytarz. Osoby śpiące prostopadle do kierunku jazdy mają oczywiście więcej szczęścia, bo przestrzeń między łóżkami zapewnia im minimum prywatności. Pod znajdującym się między łóżkami oknem stoi stół, na którym toczy się większość życia i do którego każdy ma dostęp. 

Podróżni śpiący wzdłuż korytarza muszą niestety wybrać pomiędzy stołem lub leżeniem, bo blat otrzymujemy przez częściowe złożenie dolnego łóżka wtedy przekształca się ono w luksusowy kompleks wypoczynkowy składający się ze stolika i dwóch foteli. Jeśli podróżujecie z kimś znajomym, to idzie się dogadać, ale jeśli śpicie nad jakimś obcym Jakutem lub Tuwińcem, to może być wam ciężko go przekonać, żeby złożył swoje leże, bo macie ochotę na five o'clock tea.  Ponadto mieszkanie wzdłuż wagonu ma jeszcze taką wadę, że całą długością ciała przytulacie się do okna, przez które Słońce dostarcza niezłą saunę. Pewnego razu miałyśmy pecha podróżować w tym właśnie miejscu i powiesiłyśmy w oknie prześcieradło. Wszyscy przechodzący pytali nas skąd wzięliśmy zasłonki, a niektórzy nawet zaczepiali obsługę, że dlaczego oni nie dostali. No cóż, Polak potrafi. 

Wracając jednak do rodzajów pociągów, to jest jeszcze trzeci, który fizycznie jest wagonem kupe, ale nieco inaczej zagospodarowanym. Na dolnych łóżkach siedzi się po 3 osoby na każdym, a górne się składa i nie używa, teoretycznie, bo w praktyce co zaradniejsi włóczykije wskakują na górne koje i podróżują luksusowo. Co ciekawe, ponieważ te miejsca  nie są biletowane, a więc nie istnieją, w związku z tym można sobie zająć dowolne z nich w całym wagonie. Także jeśli w twoim przedziale ktoś już leży na górze, możesz śmiało wdrapać się na szczyty luksusu dwa przedziały dalej. Wykorzystałyśmy tę strategię wracając z Bajkału. Pewną wadą  takiego rozwiązania były pomstowania rosyjskiej matki gniotącej się z trójką dzieci na dolnych siedzeniach, bo jak jej się jeszcze  ktoś dosiądzie, to co ona zrobi? Wytłumaczyłyśmy jej jednak uprzejmie, iż to nie nasz problem, że w pierwszych słowach swego listu nie wsadziła przychówku na górę, a kto pierwszy ten lepszy. 

Wagony w zależności od rodzaju różnią się cenami. Kupe jest oczywiście najdroższy, a obsi wagon najtańszy. Ku naszemu ogromnemu smutkowi te ostatnie jeżdżą nieczęsto  i raczej na krótkich trasach. Ponieważ kupe są drogie a obsie rzadko dostępne, najpopularniejsze zarówno wśród Rosjan jak i turystów są wagony plackartne. Nimi też podróżowałyśmy najwięcej. Niezależnie od klasy każdy wagon ma swojego prowadnika względnie prowadnicę czyli konduktora/konduktorkę. Przy wsiadaniu sprawdza on bilet i paszport, a następnie pokazuje dokładnie gdzie  należy się zakwaterować. W wagonach z miejscami przewidzianymi jako sypialne (kupe i plackartnyj) prowadnik wydaje również pościel. Jest to solidna poducha i gruba kołdra a do tego  czyściutkie świeżo wyprane prześcieradło i poszewki w zamkniętych workach dzięki czemu nie nasiąkają  pociągowym zapaszkiem. W każdym wagonie znajduje się elektryczny samowar więc przez całą dobę można sobie zaparzyć herbatkę czy zalać zupkę w proszku całkiem za darmo. Prowadnicy są raczej mili. Kiedy widzą nasze polskie paszporty często zagadują i pytają co robimy w Rosji, wypytują, gdzie już byłyśmy i poco jedziemy akurat tam gdzie jedziemy. Do ich obowiązków należy również obudzenie każdego podróżnego przed jego stacją. Każdy wagon ma toaletę całkiem czystą i schludną, a co ciekawe prowadnik zamyka ją na klucz, gdy tylko pociąg wjedzie do miasta. Jest to kolejny przykład na to, że rosyjskiego społeczeństwa nie uczy się tylko tresuje. W zasadzie jedynymi niedogodnościami okazały się ograniczona ilość kontaktów i upał.  Zwykle jest po jednym gniazdku na każdym końcu wagonu i są bardzo oblegane. Ponieważ znajdują się przy drzwiach w dodatku koło toalety więc ciągle ktoś chodzi po głowie a często się zdarza, że kontakt w twoim sąsiedztwie  akurat nie działa i trzeba pielgrzymować kilka wagonów dalej. 

W pociągu klimatyzacji oczywiście nie ma. Pozostają jedynie metody naturalne, ale okna czasem się nie otwierają, a jak nawet się uda to współpodróżni zwykle je zamykają. Jeśli chodzi o podróże kolejowe z Tomska, to są one nieco skomplikowane. Tomsk nie leży na trasie magistrali transsyberyjskiej. Jest kilka możliwości dotarcia do niej. Można np. dojechać autobusem do oddalonego o ok. 300 kmNowosybirska, jest to jednak opcja najdłuższa, ok. 4.5h. można też dojechać autobusem do bliższej o100 kmJurgi, tam autobusy jeżdżą jednak dużo rzadziej. A jeśli  nie chcemy na miejscu tarabanić się z dworca autobusowego na kolejowy to możemy pojechać150 km elektryczką do Tajgi.* Jest to najtańsze i najwygodniejsze rozwiązanie z tym, że takie elektryczki kursują zwykle dwa, trzy razy dziennie więc może się okazać, że trzeba będzie  czekać pół dnia. Nam się jednak poszczęściło. Jadąc do Uanude  miałyśmy w Tajdze postój zaledwie dwugodzinny w sam raz na krótki spacer by przekonać się, że nic tam nie ma i że stadiony zamykają o 21 nie zważając na to czy ktoś jest w środku co może skutkować dżinsami podartymi przy skakaniu przez płot. Wpakowawszy się do pociągu relacji Moskwa Uanude odkryłyśmy, że na szczęście śpimy na łóżkach prostopadłych do przejścia. Myszy dostało się łóżko górne, gdzie czuła się jak w trumnie bo nawet miejsca niebyło, żeby się powiercić. Mieszkańcy dolnych prycz mają o tyle szczęście, że  pod ich legowiskiem jest skrzynia na bagaż. Śpią więc potem na swych skarbach i nie ma siły, żeby ktoś ich okradł. Frajerzy tacy jak Mysz nie dość, że gniotą się ze swoimi plecakami to jeszcze muszą spać z jednym okiem otwartym by obserwować czy nikt nie chce im ukraść kanapek i skarpetek. 

Naszymi towarzyszami podróży okazali się K. z Moskwy i  B. z Kazania.  Obaj uczyli się razem w szkole wojskowej w Kazaniu, nie widzieli się trzy lata i spotkali się teraz przypadkowo w  pociągu jadąc do Uanude na wesele. Było by już całkiem czechowowsko gdyby obaj jechali na to samo, ale nie. Każdy jedzie  do swoich znajomych. A jak przyszłyśmy to grali w karty na pieniądze. Podróż z Tajgi do Uanude trwała niecałe dwie doby. Co jakiś czas zatrzymywaliśmy  się na  zagubionych pośród tajgi lub stepów stacyjkach. Krajobraz za oknem na przestrzeni 2000 kilometrówzmienia się raczej w niewielkim stopniu, cały czas jest  drzewiasto - trawiasty. Do Ułan Ude dotarłyśmy ok. południa. Przestawiłyśmy zegarki o 2h i ruszyłyśmy na podbój Buriacji, ale o tym przeczytacie już w następnym odcinku.

* W tym wypadku jest to nazwa miasta a nie dziki północny las

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz