piątek, 30 maja 2014

Burjacja

Republika Buriacji jest wielkością zbliżona do obszaru Polski. Rozciąga się od wschodniego brzegu Bajkału do Kraju Zabajkalskiego. Pod rosyjskimi skrzydełkami tereny te znajdują się już od XVII w., ale ludność autochtoniczna, aż do XIX w., prowadziła koczowniczy tryb życia. W związku z tym osoby oczekujące starożytnych budowli i zabytków architektury raczej się rozczarują. Natomiast miłośnicy folkloru, azjatyckiej kultury i dzikich krajobrazów, będą zachwyceni. Obecnie mniej więcej 1/3  mieszkańców Buriacji to Buriaci, a reszta to Rosjanie.

Położona u ujścia Udy do Selengi stolica może się pochwalić bogatą historią. Pierwsza forteca Udinskoje została założona w tym miejscu przez Kozaków, broniących wschodnich rubieży, już w 1666 r., a zaledwie po 20 latach przekształciła się w miasto, które sto lat później przemianowano na Wierchnieudińsk. Położenie na skrzyżowaniu szlaków handlowych, łączących Chiny, Mongolię i imperium rosyjskie, przyczyniły się do szybkiego rozwoju miasta. Gdy poprowadzono przez nie również magistralę transsyberyjską, stało się ono niezaprzeczalnym ekonomicznym i administracyjnym centrum regionu. Obecną nazwę Ułan Ude otrzymało w 1934*.

Leżące ok. 5000  km od Moskwy miasto jest jak dotąd  najdalej wysuniętym na wschód miejscem świata, w którym postała mysia stopa.  

Ledwie zdążyłyśmy wyjść z dworca, a już po kilku minutach zwalił nam się na głowy niesamowity, azjatycki upał z całą swą mocą trzydziestu kilku stopni. Postanowiłyśmy więc jak najszybciej udać się do naszego miejsca zamieszkania, by zmyć z siebie dwie doby spędzone w pociągu i zostawiwszy plecaki wyruszyć na spotkanie Buriacji.

Ponieważ do naszej kwatery było dość daleko, zamiast tradycyjnego transportu pieszego wybrałyśmy tym razem tramwajowy. Dzięki temu miałyśmy okazję zapoznać się  z całą serią pouczających ogłoszeń: o tym, że należy ustępować miejsca inwalidom i kobietom w ciąży, o tym, że należy pilnować swojego dziecka  i portfela, o tym, że na ulicy dziecko trzeba cały czas trzymać za rękę i o tym, co należy zrobić w razie znalezienia bezpańskiego dziecka. Po zaledwie trzykrotnym wysłuchaniu wszystkich komunikatów  znalazłyśmy się u celu czyli  u wrót kościoła rzymskokatolickiego.

W każdym z większych rosyjskich miast jest taki kościół. Ponieważ rodzimych kapłanów nie ma prawie w ogóle, katolickie parafie obstawiają duchowni z importu, w tym bardzo często z Polski*.  Żyjący na zesłaniu księża i towarzyszące im siostry zakonne, być może z tęsknoty za ojczyzną, a być może z chrześcijańskiego miłosierdzia, bardzo chętnie przyjmują pod swój dach ubogich wędrowców. Oczywiście ofiara na świątynie jest mile widziana, ale nie  obowiązkowa i może być naprawdę symboliczna. Także przyszłym podróżnikom gorąco polecam noclegi w katolickich parafiach, bo tańszy od tego może już być tylko couchsurfing.

Kościół okazał się dość nowy i zadbany. Nasze mieszkanie znajdowało się w podziemiach, by nie powiedzieć w kryptach. Dostałyśmy do dyspozycji  łazienkę i kuchnię, a spałyśmy w sali gimnastycznej na materacach. Przyjmująca siostra T. uprzedziła nas, że o 19:00 odbędzie się tam spotkanie grupy A.A., ale ponieważ nie czujemy się anonimowe, nie zaszczyciłyśmy go swymi osobami.

W Ułan Ude, jak na stolicę regionu przystało, znajduje się mnóstwo muzeów np: geologiczne, literackie, historyczne, przyrodnicze czy etnograficzne. Wszystkie solidarnie olałyśmy, wychodząc z założenia, iż nie ma sensu tracić pięknego dnia w ponurych murach. Jedynie to ostatnie, które jest położonym na peryferiach miasta skansenem  kultury i życia narodów zabajkala,  mogło by być ciekawe i przy okazji następnej wizyty w Buriacji Mysz ma zamiar je odwiedzić. Tym razem jednak wybrałyśmy inne atrakcje. Pozbawione bagaży i odświeżone zimnym prysznicem, postanowiłyśmy do centrum pójść pieszo, by po drodze chłonąć atmosferę buriackich ulic. Tym, co przede wszystkim zwróciło naszą uwagę to, podobnie jak w Abakanie, mnóstwo zieleni. Ulice są obsadzone drzewami i otoczone trawnikami. Co chwilę trafia się jakiś parczek, albo chociaż zielony skwer z fontanną, ławkami, a czasem nawet placem zabaw. Wszędzie pełno odpoczywających ludzi. Młodzi spacerują, starzy gawędzą,  a między tym wszystkim krążą chmary dzieciaków na rolkach, rowerach albo po prostu biegających i pełzających z misiami, wiatraczkami i balonikami. Widać, że Buriaci lubią rodzinnie spędzać czas. Po drodze  obejrzałyśmy teatr dramatyczny z fontanną przed nim, w której nie omieszkałyśmy się zmoczyć. Potem, klucząc wśród malowniczych rudero slamsów i brodząc po kostki w piaszczystych ulicach, doszłyśmy do Udy.  Po krótkim postoju na moczenie nóg ruszyłyśmy dalej. Po przejściu przez pełen kłódek most, znalazłyśmy się na bardzo ładnym, obrośniętym starymi drzewami bulwarze z widokiem na rzekę i góry za nią, za którym już zaczynało się centrum miasta. Obejrzałyśmy kilka kolorowych cerkwi w tym wybudowany w XVIII  w. sobór ikony Matki Bożej będący najstarszym murowanym budynkiem w Buriacji. Główna ulica Ułan Ude, jak przenikliwi czytelnicy zapewne już się domyślili, nosi imię wodza rewolucji. To, co was może jednak zaskoczyć, to fakt, iż jest ona naprawdę prześliczna. W większości została zamieniona w reprezentacyjny deptak, z czymś w rodzaju plantów po środku, zwany przez miejscowych Arbatem*. Znajduje  się na niej pełno fontann, np. ze złotą rybką, oraz rzeźb, np.Czechowa na ławce, albo węży oplatających kaduceusz i róg obfitości. Rosyjski folklor i literatura najwyraźniej mogą koegzystować pokojowo z dziedzictwem antycznej Europy. Czego najlepszym dowodem jest wielki łuk triumfalny stojący mniej więcej w połowie ulicy. Ciągnące się wzdłuż deptaku  budynki również nawiązują do stylu klasycystycznego. Radości dzieciom dostarczają natomiast występujące w dużej ilości budki z lodami, karuzele i osiołki, na których można się przejechać. Reprezentacyjną ulicę zamyka Plac Sowietów, gdzie znajduje się główna atrakcja miasta czyli słynna rzeźba głowy Lenina. Mierzący 10 m i ważący 42t monument jest największym pomnikiem  Włodzimierza Ilicza na świecie. Podobno w latach 70tych głowa wędrowała po kraju rad pociągami ponad rok  w poszukiwaniu gościnnego miasta zanim ostatecznie wylądowała w Ułan Ude. Kiedy ją ustawiono, okazało się że wódz ma mało interesujący widok na tyły budynku opery. By zatem poprawić  jego doznania estetyczne przeniesiono wejście do gmachu na plac. Tłumaczy to te gmatwaninę częściowo zrujnowanych kilkupoziomowych tarasów schodów i kolumnad, która  otacza budynek dostarczając radości miejscowym dzieciom i zakochanym parom. Pod jednym z takich tarasów  znalazłyśmy wysypisko rekwizytów i starych masek, które z kolei nam dostarczyło  mnóstwo uciechy.

Na koniec zwiedzania obejrzałyśmy pomnik wielkiej wojny ojczyźnianej z, o zgrozo, wygasłym wiecznym ogniem  i pomnik zwycięstwa, który został wycięty w zboczu góry więc wydaje się, iż wieńczący go czołg góruje nad miastem. Poza centrum dominują dwa rodzaje zabudowy: blokowiska z wielkiej płyty i osiedla drewnianych rudero domków. Jedno takie znajdowało się koło naszego kościoła więc na zakończenie dnia odbyłyśmy po nim krótką przechadzkę. Przypomina ono nieco Woskresjeńską Górę w Tomsku*, ale jeszcze bardziej zapomnianą przez cywilizację. Domki były drewniane, niektóre nawet malowane i zdobione, a niektóre zwykłe. Prawie wszystkie natomiast pokryte były graffiti. Między budynkami  prowadzą piaszczyste drogi, a w okół  znajdują się wysypiska śmieci, na których radośnie bawią się dzieci i buszują psy. Sądząc po tym, że dużo ludzi chodzi z wiadrami, nie ma tam wody bieżącej. Co ciekawe, wszyscy mieszkańcy są  uśmiechnięci i mimo późnej pory bawią się na gankach swych domków w najlepsze. Większość z nich to Buriaci. Generalnie, jeśli na ulicy Ułan Ude ktoś cię zaczepi prosząc o pieniądze lub papierosa, albo na pełnym śmieci podwórku śpi pod rozpadającą się ławką, to najprawdopodobniej będzie to Buriat. Niestety ludność rdzenna żyje w dużo gorszych warunkach niż Rosjanie. Na ulicach język Burjacki słychać stosunkowo często, choć oczywiście i tak przeważa rosyjski. Ułan Ude jest tak zielone i pełne życia, że zupełnie nie przypomina innych zwiedzanych przez Mysz do tej pory rosyjskich miast. Rosyjski koloryt podtrzymują jednak wszechobecne grafiti typu: "umrzyj za ojczyznę zamiast za alkohol", pranie suszące się na trzepakach, rozwalające  się budy dla psów, okna zaklejone gazetami i  ulice ogrodzone  blachą falistą.

* Skoro Ułan Ude leży nad Udą, a wcześniej nazywało się Wierchnieudińsk, to Mysz wydedukowała, że słowo Ułan w języku buriackim musi oznaczać nad. Ponieważ Buriacki jest blisko spokrewniony z Mongolskim, żeby potwierdzić swoją teorię, Mysz sprawdziła, czy Ułan Bator leży nad rzeką Bator. Okazało się, że  stolica Mongolii owszem, leży nad rzeką, ale o nazwie tak dalekiej od Bator, że dalej się nie da. Dowiedziała się też przy tej okazji, że Ułan Bator znaczy czerwony bohater, a Ułan Ude czerwona uda.  I  tak Mysz zakończyła swą karierę językoznawcy komparatystycznego.

* W Tomsku na ten przykład jeden ksiądz był Polakiem, a drugi Niemcem.

* Jest to nazwa słynnej spacerowej plantopodobnej ulicy w Moskwie.

* Patrz  notki o pierwszych spacerach po Tomsku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz