Mysz, jak może nie
wszyscy wiedzą, studiuje w Greensboro filologię rosyjską. W związku z
tym, większość zajęć, na które chodzi, związana jest z Rosją. Są to
mianowicie: Tołstoj, Poeci w epoce sowieckiej, Historia Rosji po 1900 r.
oraz, by nie wyjść z wprawy, język hiszpański na zaawansowanym
poziomie. Początkowo Mysz planowała również uczęszczać na język
rosyjski, jak się jednak okazało na zajęciach na najbardziej
zaawansowanym dostępnym poziomie studenci uczą się dni tygodnia, więc
sobie odpuściła. Nie trzeba zatem dodawać, że zajęcia z literatury i
historii rosyjskiej odbywają się w 100% po angielsku.
W tym miejscu chyba
niezbędna jest krótka wstawka teoretyczna na temat tego jak
skonstruowany jest program studiów na amerykańskim uniwersytecie, bo
różni się on nieco od systemu do którego jesteśmy przyzwyczajeni w
Polsce. Każdy student ma możliwość wybrać sobie swój główny obszar
zainteresowań, tzw. major oraz obszar poboczny. tzw. minor i nie muszą
być one w żaden sposób ze sobą powiązane. Aby uzyskać dyplom trzeba
zaliczyć określoną liczbę godzin zajęć, dla major jest ona większa, a
dla minor analogicznie mniejsza. Niektóre przedmioty są obowiązkowe,
inne opcjonalne, ale generalnie amerykańscy studenci mają dużo większą
dowolność w komponowaniu swojego programu studiów niż polscy.
Niezależnie od obranego majora i minora, studenci muszą zrealizować
również pewną ilość zajęć z bloków tematycznych nie związanych z ich
studiami. Ma to zapewnić wszechstronne wykształcenie i poszerzyć
perspektywy młodych ludzi. Oznacza to, że jeśli ktoś studiuje np.
archeologię to musi wziąć sobie przedmioty z nauk ścisłych i literatury.
A jeśli ktoś studiuje matematykę, będzie musiał wziąć przedmioty z
antropologii.
Większość studentów
uczęszczających z Myszą na zajęcia o rosyjskiej literaturze realizuje te
przedmioty właśnie jako dodatkowe do swojego programu, więc o Rosji nie
ma pojęcia w ogóle. W związku z tym pojawiają się pytania w stylu: kim
był Puszkin, albo czy niedźwiedzie chadzają sobie swobodnie po ulicach
Moskwy i czy przywiązywanie do nich ludzi to typowa rosyjska rozrywka.
Ostatnie pytanie
pojawiło się w związku z omawianym na zajęciach fragmentem "Wojny i
pokoju", w którym złota moskiewska młodzież przywiązała policmajstra do
misia i wrzuciła obu razem do rzeki.
Na historii Rosji
jest nieco lepiej, bo większość studentów ma historię jako major i w
dodatku niektórzy nawet mają na swoim koncie zaliczenie przedmiotu
historia Rosji do 1900 r.
Ogólnie rzecz biorąc, zajęcia tutaj są dużo bardziej interaktywne niż w Polsce.
Od studentów oczekuje się dużego zaangażowania i, co ciekawe, oni
faktycznie to zaangażowanie okazują. W odróżnieniu od polskiego systemu,
gdzie przez cały semestr chodzi się na wykłady i nic nie robi, a na
końcu zdaje ogromny egzamin, w USA trzeba pracować przez cały semestr.
Dokładne reguły oczywiście zależą od prowadzącego, ale ogólnie na każde
zajęcia trzeba coś napisać, albo przynajmniej przeczytać i mieć zdanie
na temat tego, co się przeczytało. Główną część zajęć stanowi grupowa
dyskusja. Jest również wiele możliwości zdobycia dodatkowych punktów
dzięki aktywności poza zajęciami. Uniwersytet oferuje wiele studenckich
organizacji i klubów tematycznych i niektórzy prowadzący dają punkty za
uczestniczenie w nich albo za obecność na konferencjach. Niektóre jednak
pomysły na zdobycie dodatkowych punktów są naprawdę zaskakujące. Na
zajęciach z Tołstoja przy okazji omawiania fragmentu, w którym książę
Andrzej ogląda stary bezlistny dąb zimą, a potem widzi go ożywionego
wiosną i na tej podstawie snuje różne refleksje o swoim życiu,
prowadząca powiedziała, że jeśli znajdziemy dąb na kampusie i zrobimy
sobie z nim zdjęcie w zadumanej pozie teraz kiedy nie ma listków a potem
kolejne w kwietniu, kiedy już będzie miał listki i stworzymy z nich
jakiś ładny fotograficzny kolaż to dostaniemy dodatkowe punkty. Na
szczęście wszystkie drzewa na kampusie mają tabliczki z podpisami co to
za gatunek. Inaczej pewnie nikt nie byłby w stanie tego zrobić.
Ciekawe są zajęcia o
sowieckiej poezji, bo większość ludzi w życiu nie słyszała o Związku
Radzieckim i jego realiach, więc ma bardzo odświeżające spojrzenie na
tamtejszą poezję. Nie doszukuje się kontekstów politycznych i twierdzi,
że jeśli tytuł wiersza jest "Żyrafa" to jest to monolog starej żyrafy do
młodej żyrafy. Kiedy pani prowadząca pokrótce przedstawiła sylwetkę
skandalisty Majakowskiego, kolega z pierwszej ławki stwierdził, że to
taki rosyjski Kanye West.
Ulubione mysie
zajęcia to Historia Rosji. Pierwsze spotkanie prowadzący rozpoczął od
puszczenia piosenki streszczającej całą sowiecką historię przy użyciu
tetrisa.
I Mysz już wiedziała, że to najlepsze zajęcia w całej szkole.
Generalnie każde
zajęcia zaczynają się od jakiejś piosenki, albo fragmentu filmu.
Spotkanie poświęcone Rasputinowi otworzył zespół Bonney M, a omawianie
rewolucji 1905 r. zaczęliśmy od obejrzenia obszernych fragmentów
"Pancernika Potiomkin" Eisensteina. Najlepsza ze wszystkiego jest jednak
piosenka wyjaśniająca leninowski slogan "pokój, chleb i ziemia" (peace
land and bread).
Zamiast podręczników
czytamy powieści rosyjskie dotyczące omawianego okresu i staramy się w
nich znaleźć informacje o realiach epoki. Rewolucję bolszewicką i wojnę
domową omawialiśmy na podstawie "Cichego Donu", okres czystek
stalinowskich na podstawie "Gorzkich wód" a wielką wojnę ojczyźnianą na
podstawie "Wojny Iwana".
Na niemal każde
zajęcia trzeba napisać krótki esej wyrażający opinię na temat
przeczytanego tekstu, albo przynajmniej wziąć udział w internetowej
grupowej dyskusji na stronie przedmiotu. Do dyskusji przygotowujemy się
czytając pisma Lenina i Trockiego dzięki czemu Mysz poznaje takie
niezbędne do życia słówka jak świadomość związkowa czy własność środków
produkcji.
Na koniec dwa słowa o tak zwanej academic integrity,
czyli uczciwości akademickiej. Po pierwsze zakłada ona, że ściąganie,
czy plagiatowanie są bardzo ciężkimi wykroczeniami, za które zazwyczaj
grozi usunięcie z uniwersytetu. Za niemoralne uznaje się nawet pomaganie
komuś w odrobieniu pracy domowej. Po drugie, nakazuje wszystkim, bez
wyjątku, kupno podręczników. Kserowanie, skanowanie, ściąganie z
internetu czy nawet dzielenie się jednym egzemplarzem na kilka osób są
niedopuszczalne i grożą niezaliczeniem przedmiotu. Oryginalne
podręczniki potrafią kosztować nawet $100, używane na Amazonie trochę
mniej, ale rekord o jakim Mysz słyszała to podręcznik do hiszpańskiego
za $250. Co robi zatem polski student? Pierwsze kroki swe kieruje do
biblioteki, ale tu czeka go niemiłe zaskoczenie. Biblioteka akademicka
choć dysponuje niezwykle bogatymi zbiorami filmów, czasopism, płyt cd i
literatury rozrywkowej nie oferuje podręczników ani publikacji
naukowych. Jedyną możliwością uniknięcia kupna jest wynajęcie
podręczników z akademickiej księgarni ale również nie jest to tania
sprawa.
Na niektórych
zajęciach niezbędny jest iclick czyli nieduże urządzonko za pomocą
którego można w trakcie zajęć odpowiadać online na pytania. Dzięki czemu
jednocześnie cała grupa zostaje sprawdzona i oceniona w ciągu zaledwie
kilku minut. Inną formą aktywności online jest supersite, czyli strona,
na której prowadzący umieszczają zadania domowe, do której studenci
muszą wykupić kod dostępu co kosztuje ok $100. Dla każdego przedmiotu
jest oczywiście oddzielny kod, więc i oddzielna opłata.
Także nawet dla studentów, na wymianie, nie płacących czesnego, nauka na amerykańskim uniwersytecie nie jest tania.