piątek, 18 marca 2016

Studiowanie po amerykańsku

Mysz, jak może nie wszyscy wiedzą, studiuje w Greensboro filologię rosyjską. W związku z tym, większość zajęć, na które chodzi, związana jest z Rosją. Są to mianowicie: Tołstoj, Poeci w epoce sowieckiej, Historia Rosji po 1900 r. oraz, by nie wyjść z wprawy, język hiszpański na zaawansowanym poziomie. Początkowo Mysz planowała również uczęszczać na język rosyjski, jak się jednak okazało na zajęciach na najbardziej zaawansowanym dostępnym poziomie studenci uczą się dni tygodnia, więc sobie odpuściła. Nie trzeba zatem dodawać, że zajęcia z literatury i historii rosyjskiej odbywają się w 100% po angielsku.
W tym miejscu chyba niezbędna jest krótka wstawka teoretyczna na temat tego jak skonstruowany jest program studiów na amerykańskim uniwersytecie, bo różni się on nieco od systemu do którego jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce. Każdy student ma możliwość wybrać sobie swój główny obszar zainteresowań, tzw. major oraz obszar poboczny. tzw. minor i nie muszą być one w żaden sposób ze sobą powiązane. Aby uzyskać dyplom trzeba zaliczyć określoną liczbę godzin zajęć, dla major jest ona większa, a dla minor analogicznie mniejsza. Niektóre przedmioty są obowiązkowe, inne opcjonalne, ale generalnie amerykańscy studenci mają dużo większą dowolność w komponowaniu swojego programu studiów niż polscy. Niezależnie od obranego majora i minora, studenci muszą zrealizować również pewną ilość zajęć z bloków tematycznych nie związanych z ich studiami. Ma to zapewnić wszechstronne wykształcenie i poszerzyć perspektywy młodych ludzi. Oznacza to, że jeśli ktoś studiuje np. archeologię to musi wziąć sobie przedmioty z nauk ścisłych i literatury. A jeśli ktoś studiuje matematykę, będzie musiał wziąć przedmioty z antropologii.

Większość studentów uczęszczających z Myszą na zajęcia o rosyjskiej literaturze realizuje te przedmioty właśnie jako dodatkowe do swojego programu, więc o Rosji nie ma pojęcia w ogóle. W związku z tym pojawiają się pytania w stylu: kim był Puszkin, albo czy niedźwiedzie chadzają sobie swobodnie po ulicach Moskwy i czy przywiązywanie do nich ludzi to typowa rosyjska rozrywka.

Ostatnie pytanie pojawiło się w związku z omawianym na zajęciach fragmentem "Wojny i pokoju", w którym złota moskiewska młodzież przywiązała policmajstra do misia i wrzuciła obu razem do rzeki.

Na historii Rosji jest nieco lepiej, bo większość studentów ma historię jako major i w dodatku niektórzy nawet mają na swoim koncie zaliczenie przedmiotu historia Rosji do 1900 r.

Ogólnie rzecz biorąc, zajęcia tutaj są dużo bardziej interaktywne niż w Polsce. Od studentów oczekuje się dużego zaangażowania i, co ciekawe, oni faktycznie to zaangażowanie okazują. W odróżnieniu od polskiego systemu, gdzie przez cały semestr chodzi się na wykłady i nic nie robi, a na końcu zdaje ogromny egzamin, w USA trzeba pracować przez cały semestr. Dokładne reguły oczywiście zależą od prowadzącego, ale ogólnie na każde zajęcia trzeba coś napisać, albo przynajmniej przeczytać i mieć zdanie na temat tego, co się przeczytało. Główną część zajęć stanowi grupowa dyskusja. Jest również wiele możliwości zdobycia dodatkowych punktów dzięki aktywności poza zajęciami. Uniwersytet oferuje wiele studenckich organizacji i klubów tematycznych i niektórzy prowadzący dają punkty za uczestniczenie w nich albo za obecność na konferencjach. Niektóre jednak pomysły na zdobycie dodatkowych punktów są naprawdę zaskakujące. Na zajęciach z Tołstoja przy okazji omawiania fragmentu, w którym książę Andrzej ogląda stary bezlistny dąb zimą, a potem widzi go ożywionego wiosną i na tej podstawie snuje różne refleksje o swoim życiu, prowadząca powiedziała, że jeśli znajdziemy dąb na kampusie i zrobimy sobie z nim zdjęcie w zadumanej pozie teraz kiedy nie ma listków a potem kolejne w kwietniu, kiedy już będzie miał listki i stworzymy z nich jakiś ładny fotograficzny kolaż to dostaniemy dodatkowe punkty. Na szczęście wszystkie drzewa na kampusie mają tabliczki z podpisami co to za gatunek. Inaczej pewnie nikt nie byłby w stanie tego zrobić.

Ciekawe są zajęcia o sowieckiej poezji, bo większość ludzi w życiu nie słyszała o Związku Radzieckim i jego realiach, więc ma bardzo odświeżające spojrzenie na tamtejszą poezję. Nie doszukuje się kontekstów politycznych i twierdzi, że jeśli tytuł wiersza jest "Żyrafa" to jest to monolog starej żyrafy do młodej żyrafy. Kiedy pani prowadząca pokrótce przedstawiła sylwetkę skandalisty Majakowskiego, kolega z pierwszej ławki stwierdził, że to taki rosyjski Kanye West.

Ulubione mysie zajęcia to Historia Rosji. Pierwsze spotkanie prowadzący rozpoczął od puszczenia piosenki streszczającej całą sowiecką historię przy użyciu tetrisa.


I Mysz już wiedziała, że to najlepsze zajęcia w całej szkole.

Generalnie każde zajęcia zaczynają się od jakiejś piosenki, albo fragmentu filmu. Spotkanie poświęcone Rasputinowi otworzył zespół Bonney M, a omawianie rewolucji 1905 r. zaczęliśmy od obejrzenia obszernych fragmentów "Pancernika Potiomkin" Eisensteina. Najlepsza ze wszystkiego jest jednak piosenka wyjaśniająca leninowski slogan "pokój, chleb i ziemia" (peace land and bread).


Zamiast podręczników czytamy powieści rosyjskie dotyczące omawianego okresu i staramy się w nich znaleźć informacje o realiach epoki. Rewolucję bolszewicką i wojnę domową omawialiśmy na podstawie "Cichego Donu", okres czystek stalinowskich na podstawie "Gorzkich wód" a wielką wojnę ojczyźnianą na podstawie "Wojny Iwana".

Na niemal każde zajęcia trzeba napisać krótki esej wyrażający opinię na temat przeczytanego tekstu, albo przynajmniej wziąć udział w internetowej grupowej dyskusji na stronie przedmiotu. Do dyskusji przygotowujemy się czytając pisma Lenina i Trockiego dzięki czemu Mysz poznaje takie niezbędne do życia słówka jak świadomość związkowa czy własność środków produkcji.

Na koniec dwa słowa o tak zwanej academic integrity, czyli uczciwości akademickiej. Po pierwsze zakłada ona, że ściąganie, czy plagiatowanie są bardzo ciężkimi wykroczeniami, za które zazwyczaj grozi usunięcie z uniwersytetu. Za niemoralne uznaje się nawet pomaganie komuś w odrobieniu pracy domowej. Po drugie, nakazuje wszystkim, bez wyjątku, kupno podręczników. Kserowanie, skanowanie, ściąganie z internetu czy nawet dzielenie się jednym egzemplarzem na kilka osób są niedopuszczalne i grożą niezaliczeniem przedmiotu. Oryginalne podręczniki potrafią kosztować nawet $100, używane na Amazonie trochę mniej, ale rekord o jakim Mysz słyszała to podręcznik do hiszpańskiego za $250. Co robi zatem polski student? Pierwsze kroki swe kieruje do biblioteki, ale tu czeka go niemiłe zaskoczenie. Biblioteka akademicka choć dysponuje niezwykle bogatymi zbiorami filmów, czasopism, płyt cd i literatury rozrywkowej nie oferuje podręczników ani publikacji naukowych. Jedyną możliwością uniknięcia kupna jest wynajęcie podręczników z akademickiej księgarni ale również nie jest to tania sprawa.

Na niektórych zajęciach niezbędny jest iclick czyli nieduże urządzonko za pomocą którego można w trakcie zajęć odpowiadać online na pytania. Dzięki czemu jednocześnie cała grupa zostaje sprawdzona i oceniona w ciągu zaledwie kilku minut. Inną formą aktywności online jest supersite, czyli strona, na której prowadzący umieszczają zadania domowe, do której studenci muszą wykupić kod dostępu co kosztuje ok $100. Dla każdego przedmiotu jest oczywiście oddzielny kod, więc i oddzielna opłata.

Także nawet dla studentów, na wymianie, nie płacących czesnego, nauka na amerykańskim uniwersytecie nie jest tania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz