wtorek, 3 czerwca 2014

Talcy i Listwianka

Celem naszej podróży tego dnia była Listwianka, czyli nadbajkalski kurort, znajdujący się 60 km od Irkucka, oraz położone w połowie drogi Talcy z bogatym muzeum etnograficznym ludów Przybajkala. Ponieważ mieszkałyśmy przy ul. Bajkalskiej, która zaledwie kilka przystanków od naszego domu zamieniała się w wylotówkę, naiwnie uważałyśmy, że złapanie stopa nie nastręczy nam żadnych trudności, ale mocno się przeliczyłyśmy. Staliśmy praktycznie jeszcze w mieście i nikt nie chciał się zatrzymać. Co gorsza, mijające nas marszrutki do Listwianki, były po wyruszeniu z centrum kompletnie zapchane, więc do nich, w razie totalnej klapy, też nie mogłyśmy się wcisnąć. Po wielu przebojach, mieszczących w sobie kilkukrotną zmianę miejsca, w końcu zatrzymał się koło nas miły Pan, który powiedział, że nie jedzie nad Bajkał ani nawet do Talców, a jedynie parę km za miasto. Uznawszy, że  pewnie przez beznadziejne miejsce naszego machania nikt nie chce nas zabrać, a wydostanie się za miasto pomoże, ochoczo wsiadłyśmy. Koniec końców, panu się tak dobrze z nami gadało, że przejechał  swoją destynację i, machnąwszy ręką, ostatecznie do Talców nas dowiózł. W pełnym Słońcu wyruszyłyśmy na zwiedzanie. Muzeum, co się rzadko w Rosji zdarza, okazało się zrobione z pomysłem i na wysokim poziomie. Jest to de facto skansen, składający się z czterech historyczno-kulturowych stref: rosyjskiej, burjackiej, ewenkijskiej i tufalarskiej. W strefie ewenkijskiej obejrzeć można domostwa. Wiecie, że na każdą porę roku wyglądają one inaczej? Czasem przypominają te znane z Chakasji jurty, a czasem domki na drzewie. Znaleźć tam też można łódki, groby (ciekawe czy z zawartością) i jakieś inne bliżej nieokreślone instalacje. Dalej znajduje się przykładowe obozowisko syberyjskich myśliwych z amboną, paleniskiem, małym domkiem i ławkami. Wśród zabudowań wiejskich znajdują się m.in. : szkoła, kancelaria, warsztat tkacki, garncarski, stolarski itd. Byłyśmy również w młynie, dzięki czemu Mysz już mniej więcej rozumie jak działa młyn wodny. Zwiedziłyśmy wiejski cmentarz z małą cerkiewką. Dziwić może nieco fakt, że groby wykonano z drewna, ale, z drugiej strony, w krainie, gdzie drzew jest od metra, kamień zapewne jest towarem luksusowym, na który nie stać biednych wieśniaków. Wszystkie domki oczywiście są bardzo ładnie rzeźbione. W niektórych z nich znajdowało się standardowe domowe wyposażenie, a w innych ekspozycje tematyczne, np: syberyjskie stroje, wyroby Talcyńskiej huty szkła, historia herbaty w irkuckiej Gubernii. Niestety, sporo ekspozycji było zamkniętych, w tym ta ostatnia, na którą Mysz miała największą chrapkę. Widocznie sezon jeszcze nie rozpoczął się na dobre. Choć poza nami po wiosce miotała się cała grupa kitajców. Ze wszystkich oglądanych domów, Myszy osobiście najbardziej podobała się chata kowala. Wszystko, poza ścianami i dachem, a więc: słoneczniki przed gankiem, pajęczyna w oknie, piec i buty przy nim, ptaki pod dachem, a nawet ikona i świeczka pod nią było wykute z metalu. Po dwóch  godzinach opuściłyśmy muzeum i wyszłyśmy znów na stopa. Bardzo szybko złapałyśmy uzbecką rodzinkę, jadącą taką gablotą, że jak podjeżdżała pod górkę, to miało się wrażenie, że szoruje podwoziem po ziemi, a jak zjeżdżała w dół, to że zaraz będzie dachować, ale jakimś cudem dotarliśmy szczęśliwie na brzeg Bajkału.

Nazywany Syberyjskim Morzem, albo Błękitnym Okiem Syberii Bajkał, jest najstarszym i najgłębszym jeziorem świata, a pod względem powierzchni drugim w Azji i siódmym na świecie (ok. 31000 km2. ). Długie na 636 km, a szerokie na 79 km tektoniczne jezioro gromadzi w sobie 1/5 światowych zasobów powierzchniowej wody słodkiej. Bajkał niemal ze wszystkich stron otaczają góry. Na północnym zachodzie są to Góry Bajkalskie (do 2500 m.n.p.m.), w których znajduje się Góra Czerskiego, nazwana na cześć polskiego zesłańca i słynnego badacza Bajkału w jednej osobie Jana Czerskiego. Na zachodnim brzegu rozciągają się Góry Przymorskie, na północnym wschodzie Góry Barguzińskie (do 2800m.n.p.m.), a na południowym wschodzie Góry Chamar-Daban (prawie 3000 m.n.p.m.). Pierwsze pomiary głębokości jeziora prowadzili już w XIX w. polscy zesłańcy: Benedykt Dybowski i Wiktor Godlewski. Jednakże, w miarę dokładną mapę dna, sporządzono dopiero w latach 30tych XX w. Ustalono wtedy, że w najgłębszym miejscu Bajkał mierzy aż 1741 m. Badania przy użyciu nowoczesnych technologi niestety obniżyły ten wynik o  100 m. Nie zmienia to faktu, iż Bajkał jest największą na świecie kryptodepresją. W Bajkale występuje wiele gatunków endemicznych, np. foka bajkalska (nerpa) i ryba omul bajkalski*. Do Bajkału wpada 336 rzek, a wypływa tylko jedna Angara  i czyni to właśnie w Listwiance. Legenda głosi, iż rzeki to córki Bajkału. Wszystkie posłusznie przybyły na zawołanie ojca, tylko Angara się zbuntowała, bo zakochała się w Jeniseju i uciekła do niego. Rozwścieczony rodzic chcąc zatrzymać krnąbrną córkę cisną  jej na drogę  skałę.  Okazała się ona jednak niewystarczającą przeszkodą i nie powstrzymała zakochanej Angary, która obecnie beztrosko opływa leżący na jej środku głaz. Trzeba przyznać, że nie jest on imponujących rozmiarów, więc nie ma się co dziwić, że nie powstrzymał syberyjskiej miłości. Listwianka, zawdzięcza swą nazwę modrzewiowi  (listviennica), który zapewne kiedyś gęsto porastał tę okolicę, ale dziś nie widać po nim ani śladu. Na jego miejscu rośnie las hoteli, hosteli i kwater prywatnych, z których większość znajduję się przy tzw. promenadzie. Poszycie tego boru stanowią biura podróży, oferujące wycieczki  statkiem po bajkalskich wysepkach za astronomiczne sumy, stragany z tandetnymi pamiątkami, budy z wędzonymi rybami, oraz inne, rozmaite  atrakcje, dla średnio rozgarniętych turystów.. Wszystko to sprawia, że Listwianka wygląda jak biedniejsza i smutniejsza wersja Mielna. Plaża jest dość wąska, kamienista, ale przynajmniej w miarę czysta. Stoją na niej rzędy drewnianych budek z trzech stron osłoniętych od wiatru i wzroku ludzkiego. Można sobie w nich posiedzieć we względnym spokoju i prywatności, podziwiając Bajkał i góry na horyzoncie. Przyjemność taka kosztuje 100 rubli za godzinę. Mało kto o tym wie i nieświadomi niczego turyści biesiadują tam radośnie, aż do chwili, kiedy zjawi się ponury Uzbek, by zgarnąć należność. Pomni przestróg udzielonych nam przez naszego hosta, z  wędzonymi omulami usadowiłyśmy się bezpośrednio na kamieniach przed budkami. Widok był równie piękny, co z nich, a wiatru i tak nie było. Omule okazały się faktycznie przepyszne, także nie oparłyśmy się pokusie dokładki. Następnie wyruszyłyśmy na eksploracje mniej turystycznej części Listwianki. Na górce nad promenadą, znajdują się dość normalne domki. Prawdopodobnie latem też jest tam pełno turystów, ale teraz wyglądało to jak niebrzydka syberyjska wioseczka, gdzie po raz pierwszy w życiu Mysz pogłaskała krówkę. Potem zaszłyśmy do cerkwi słynnej z tego, że żenili się tam dekabryści. W Listwiance znajduje się też nerparium, czyli fokarium bajkalskie, oraz muzeum przyrody Bajkału. Można zwiedzić też muzeum starych samochodów z rzeźbami ze śrub i kół zębatych jako dodatkową atrakcją. Przed tzw. mini zoo, gdzie siedzą dwa misie w klatkach, a fotka z nimi kosztuje żałosne 20 rubli, Mysz pomacała prawdziwego, wypchanego i dość już wyleniałego misia. W drodze powrotnej, stopa złapałyśmy bez problemu. Była to trójka młodych mieszkańców Irkucka, która do Listwianki przyjechała tylko po wędzone ryby i pogapić się na Bajkał. Potwierdza to słyszaną wcześniej przez nas opinię, że miejscowi naprawdę lubią Listwiankę i chętnie do niej przyjeżdżają, co dla Myszy jest nie do pojęcia, bo jest ona strasznym kiczem i to w dodatku nie mającym wiele do zaoferowania, ale, nie da się zaprzeczyć, Bajkał robi wrażenie.

*od 1996 r. Bajkał wraz z okolicą figuruje na światowej liście UCESCO - nie przeszkadza to jednak pobliskim kombinatom spuszczać do niego swych ścieków. Choć najgorszy z nich - celulozowo papierniczy - rok temu na rozkaz miłościwie nam panującego Wladimira Wladimirowicza został zamknięty, 6.5 mln ton toksycznego szlamu po półwiecznej pracy pozostało.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Irkuck

Z Ułan Ude do Irkucka pojechałyśmy autostopem. Choć miasta dzieli zaledwie 400 km, podróż zajęła nam cały dzień. Złapany ok. godziny 10:00 tir doczłapał się na miejsce ok. 20:00, bo objeżdżająca Bajkał od południa droga federalna jest praktycznie pozbawiona asfaltu, więc maksymalna prędkość, jaką można na niej osiągnąć, to 40 km na godzinę.

Podobnie jak Ułan Ude, Irkuck został założony w połowie XVII w. przez Kozaków, w miejscu strategicznie dogodnym, czyli u zbiegu dwóch rzek, z tą jedynie różnicą, że nie były to Uda i Selenga, a Irkut i Angara. Irkuckie zimowisko, mające na celu obsługę i obronę  portu rzecznego, zaledwie po 30 latach otrzymało prawa miejskie i jako Irkuck stało się centrum administracyjnym wschodniej Syberii. Położone na szlaku handlowym z Mongolią i Chinami, zaledwie 60 km od Jeziora Bajkał, miasto stanowiło idealny punkt wypadowy do dalszych ekspedycji kolonizacyjnych. Od XVIII w. stało się również bardzo popularnym miejscem dożywotnich urlopów wypoczynkowych nieprawomyślnych poddanych cara. Ponieważ jednak było stolicą guberni irkuckiej, chyba nie działo się im tak źle. Z ciężkimi losami zesłańców można się zapoznać zwiedzając muzea Domy Dekabrystów, czyli pełne antyków, fortepianów, dzieł sztuki i porcelany pałace rodzin Vołkońskich i Trubeckich. Represje, jakie objęły szlachetnych wygnańców, to m.in.zakaz wstępu do teatru, oraz zakaz kształcenia ich dzieci w szkołach publicznych. W martyrologicznej historii Irkucka nie brakuje oczywiście polskich trzech groszy. To tu, w listopadzie 1866 r., zostali straceni przywódcy powstania zabajkalskiego*. Oprócz nich, na miejscowych cmentarzach spoczywa w pokoju wielu konspiratorów i powstańców rodem znad Wisły. Od XIX w. działają  w Irkucku polska szkoła i kościół, a w XX w. stworzono tu również konsulat RP*. Dlatego biegnąca przez centrum miasta ulica powstańców polskich oraz Częstochowa, jako miasto partnerskie, nie powinny nikogo dziwić. Obecnie, Irkuck jest tętniącym życiem, ponad pół milionowym miastem, w którym znajduje się aż 9 uczelni wyższych, w tym uniwersytet lingwistyczny, będący jedną z trzech tego typu placówek w całej Rosji.

Dom naszego hosta, jak niemal całe miasto znajdował się na prawym brzegu Angary (na lewym leży jedynie dzielnica Glaskowsk, czyli warszawska  Praga w rosyjskim wydaniu) przy ulicy Bajkalskiej, która jest bardzo długa. Zaczyna się w centrum, przecina pół miasta, a na końcu zmienia się w wylotówkę, sami zgadnijcie dokąd. Ponieważ nasze lokum mieściło się dość daleko od serca Irkucka, idąc piechotą zdążyłyśmy obejrzeć trochę zwykłego miasta zanim dotarłyśmy do strefy przeznaczonej dla turystów. Biegnącą wzdłuż Angary szutrową drogę od strony lądu flankują komunistyczne blokowiska, a od wody oddzielają dwa rzędy średnio zadbanych drewnianych domów, gdzie psy szczekają i koguty pieją. Angara w Irkucku ma szerokość pół km i tylko trzy mosty, którymi można ją pokonać. Jeśli wyda wam się to mało, pomyślcie, że to i tak 3 razy więcej niż w Tomsku. Rzeka rozlewa się malowniczo, tworząc mnóstwo wysp i wysepek. Niektóre są nawet zamieszkane, a prowadzą na nie urocze mostki, oczywiście obwieszone kłódkami. Woda jest bardzo czysta i ma kolor ciemnoniebieski. W centrum wpada do niej Irkut i niedaleko od tego miejsca zaczyna się piękny bulwar Gagarina, lubiany, jak zauważyłyśmy, zarówno przez turystów, jak i miejscowych, którzy traktują je jak formalną plaże. Stoi tam wielki pomnik Aleksandra III, Moskiewskie wrota, czyli kolejny łuk pseudotryumfalny i płonie oczywiście wieczny ogień. Znaleźć tam można także kilka pomniejszych pomników, np.: założyciela miasta, czy pierwszego kartografa badającego jego okolice. Irkuck to pierwsze miejsce w Rosji, gdzie spotkałyśmy jakikolwiek ukłon w stronę turystów. Po pierwsze, bardzo często stoją na ulicy duże plany miasta; po drugie, niemal na każdym skrzyżowaniu znajdują się drogowskazy do atrakcji turystycznych (na szczególną uwagę zasługuje fakt iż napisy są nie tylko po rosyjsku ale i po angielsku), po trzecie, na jednym z głównych placów stoi budka z informacją turystyczną (rzecz zaiste w Rosji niespotykana), a po ostatnie, ktoś mądry przygotował trasę zwiedzania centrum, składającą się z 28 punktów, takich jak: cerkwie, skwery, pomniki, budynki rządowe itd, której szczegółowa mapa z opisem stoi na początku ul. Lenina, ponadto  przy każdym obiekcie stoi dwujęzyczna tabliczka informująca o historii i znaczeniu danego miejsca. Ciekawym pomysłem są tabliczki z nazwami ulic, na których obok współczesnych (Lenina, Gorkiego) znajdują się napisane starą czcionką przedrewolucyjne (Kazańskaja, Nikolajewskaja). Podobnie jak Ułan Ude Irkuck jest bardzo zielony, skwerkowy fontannowy i pełen uśmiechniętych ludzi. W mikroparczkach pod drzewami stoją jakieś śmieszne rzeźby z patyków. Nad rzeką dzieci się kąpią, a dorośli przygrywają na charmoszkach.

Zwiedzanie centrum zaczęłyśmy od przepięknej cerkwi podniesienia krzyża. Co ciekawe, przetrwała czas sowiecki w niemalże nienaruszonym stanie, gdyż urządzono w niej muzeum ateizmu. Przed świątynią, na środku skrzyżowania, pręży się kamienny babr, czyli mityczny stwór będący herbem Irkucka* Przy placu Kirowa, będącym od zarania dziejów centralnym punktem miasta, znajdują się Sobór Objawienia Pańskiego, Cerkiew Zbawiciela i kościół polski - niestety jedynie sobór udało nam się zobaczyć od środka, gdyż jako jedyny był otwarty. Irkuckie świątynie od tomskich różnią się przede wszystkim rozmiarem i bogactwem zdobień. Ponieważ prezentują styl tzw. syberyjskiego baroku, ikonostasy kapią od złota, a ściany od rzeźbień, których Mysz oczywiście nie omieszkała pomacać. Na placu Kirowa znajdował się niegdyś przebogaty i największy w dziejach Irkucka sobór kazański mieszczący 5000 wiernych. Jednakże ktoś mądry stwierdził, że fabrykę ludowego opium lepiej zastąpić siedzibą ludowej władzy. W związku z czym, sobór podzielił los moskiewskiego Soboru Zbawiciela a na jego miejscu stanął cud socrealistycznej architektury w postaci domu sowietów. Kilka lat temu postawiono na placu małą kapliczkę upamiętniającą niegdysiejszą świątynię. Główną ulicą miasta jest oczywiście ulica Lenina z pomnikiem tegoż. Nie jest tak urokliwa jak w Ułan Ude, ale i tak lepsza niż w Tomsku, o co w zasadzie nietrudno. Najbardziej reprezentacyjną i uważaną za najładniejszą jest jednak ul. Marksa. Znajdują się przy niej wszystkie budynki administracyjne, muzea i teatry. Jedną z głównych atrakcji turystycznych Irkucka jest tzw. 130ty kwartał, czyli uliczka ze starymi, drewnianymi domkami, typu jak w Tomsku,. Zostały one zwiezione z całej okolicy, odremontowane na wysoki połysk i ustawione jeden obok drugiego. Mieszkańców, ponieważ odrestaurować się nie dali, oczywiście wykurzono, a w środku urządzono ekskluzywne restauracje i sklepy dla bogatych turystów. Wszystko razem wygląda dość nienaturalnie, choć podobno zachodni turyści właśnie czegoś takiego szukają, by wydać swoje eurasy i dolary. Pod jednym z kin stoi pomnik, podpisany jako "randka", przedstawia mężczyznę chowającego bukiet kwiatów za plecami i patrzącego niecierpliwie na zegarek, a przed teatrem stoi pomnik poety, któremu ktoś przyczepił prawdziwy balonik z helem. Niemal nad samą rzeką wokół placu z fontannami znajdują się budynki głównego uniwersytetu. Wygląda na całkiem przyjemne miejsce do wagarowania. Na koniec zwiedzania powylegiwałyśmy się w parku, który wyglądał jakby po prostu ktoś budując miasto zapomniał wyciąć kawałek lasu, bo cały był zarośnięty chaszczami, a alejki miał albo piaskowe, albo w najlepszym razie żwirowe, ale to mu w sumie dodawało uroku. Jedyną wadą Irkucka jest fakt, iż jest on drogi. Zarówno w sklepach, jak i w knajpkach, ceny są ze dwa razy wyższe niż w nietanim przecież Tomsku. Niestety, nie starczyło nam czasu, żeby wybrać się do słynnej irkuckiej elektrowni wodnej. Rzeka podobno rozlewa się tam malowniczo tworząc setki wysepek i łach, a widok z góry jest niesamowity. Po wybudowaniu zapory w 1956 r. poziom w Bajkale podniósł się o metr, co przy powierzchni 31500 km2 jest nie lada osiągnięciem*. Przy elektrowni cumuje udostępniony do zwiedzania lodołamacz Angara, który, zanim wybudowano tory kolejowe dookoła Bajkału, przewoził pociągi z jednego brzegu jeziora na drugi.

* powstanie zabajkalskie miało, jak wszystkie powstania wywoływane przez Polaków, krótki żywot i jedyny słuszny koniec. Tym razem nasi patrioci pobili jednak wszelkie rekordy, gdyż zryw trwał  dokładnie cztery doby. W dniach 24-28 czerwca 1866 r. zesłańcy budujący drogę w okolicy jeziora Bajkał pod wodzą Narcyza Celińskiego i Gustawa Szaramowicza utworzyli organizację Syberyjski Legion Wolnych Polaków, składającą się głównie z byłych powstańców styczniowych, którym najwidoczniej  po kilku latach bez szabli w dłoni zaczęło się cknić za wojaczką. Powstańców było ok. 700 sztuk i nie dysponowali ani uzbrojeniem, ani poparciem pozostałych zesłańców, więc koniec był łatwy do przewidzenia. Ponieważ nie dało się zesłać ich już bardziej, car nie miał wyboru i dowódcy zostali rozstrzelani na irkuckiej rogatce.

* Syberyjskie wróble ćwierkają, że w niedalekiej przeszłości zostanie on przeniesiony do Nowosybirska, ale póki co jeszcze mieści się nad Angarą.

* Kiedy Katarzyna II nadała miastu Herb, był to zwyczajny tygrys syberyjski z sobolem w zębach. Natomiast gdy Aleksander II zatwierdzał go ponad 100 lat później, do dokumentów wkradł się błąd. Zamiast tygrys syberyjski, ktoś użył lokalnej irkuckiej nazwy babr. Następnie jakiś nadgorliwy urzędnik poprawił domniemaną literówkę na bóbr i imperator zatwierdził bobra na herb miasta. Ponieważ lud znad Angary nie chciał mieć bobra w herbie, ale carskiemu słowu też bał się uchybić, artyści rysujący herb tygrysa nieco zbobrzyli, dorysowując mu bobrzy ogon  oraz bobrząc  tylne łapy i tak powstał heraldyczny eksperyment genetyczny zwany babrem.

* policzenie ile jest to litrów pozostawiam jako proste ćwiczenie dla czytelnika. Dla ułatwienia obliczeń bez zmniejszania ogólności rozważań możemy przyjąć, że litr to dc3