sobota, 16 listopada 2013

24.09.2013 r. - Babie lato

Ciepło było do tego stopnia, że, nie uwierzycie, ale Mysz chodziła w krótkim rękawku. Dziś skończyliśmy zajęcia o 14 czyli w porze najcieplejszej pogody, więc postanowiliśmy wrócić do akademika piechotą odkrywając przy okazji nowe oblicze miasta. Prostą drogą było by to pewnie ok. godzinki, ale ponieważ szliśmy na około i jeszcze zrobiliśmy przerwę na obiad, zeszło do wieczora. Ciekawą szliśmy trasą, bo ulicą, która idzie w wąwozie, wspięliśmy się na jedno jego zbocze, a tam las, a w lesie ścieżynka a ścieżynka zawiodła nas na polankę, gdzie stal wielki, wielgaśny krzyż. Nie wiadomo co upamiętniający, bo tabliczki było brak, ale biorąc pod uwagę, że było gorąco, pachniało ziołami, a świerszcze darły nóżki jak oszalałe, to poczułam się jak w Bieszczadach. Schodząc w dół jakoś żeśmy niezauważalnie wykręcili i zamiast wrócić na ulicę, z której wyszliśmy trafiliśmy na jakieś zabudowania, które wyglądały jak mała górska wioska. Domki i baraki przyklejone do gruntowej drogi, psy biegające bez łańcucha, ludzie piłujący coś na podwórku i naprawiający dachy wszystko to razem zupełnie nie wygląda jak środek wielkiego miasta. W okolicy Lenina odkryliśmy indyjską knajpkę. Nie powala cenami ani jakością wykonania, ale i tak były to pierwsze warzywa, które Mysza miała na talerzu od ponad tygodnia więc rzuciła się na to jak głupia i chyba pierwszy raz od kiedy zamieszkała na Syberii naprawdę się najadła.

Przyjaźń z dzieciakami z II roku się zacieśnia. Już mamy się na fb :D. Powoli dojrzewam też do tego, że powinnam sobie założyć konto na "w kontakcie.ru" czyli miejscowej naszej klasie, która jest tu zdecydowanie bardziej popularna niż twarzoksiążka, bo cały kolportaż materiałów i pytań na egzaminy właśnie tam się odbywa, a to może się okazać cennym źródłem przeżycia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz