Dziś postanowiliśmy sprawdzić coś, co na planie miasta znajduje się nad
rzeką, i jest oznaczone symbolem leżaczka... wedle wszelkiego
prawdopodobieństwa powinno być plażą. Po długiej wędrówce dotarliśmy nad
brzeg naszego tzw. strumyka. Nazywamy Tom strumykiem, bo na syberyjskie
standardy jest tak mały, że na żadnej mapie się go nie zaznacza, ale w
rzeczywistości jest szerszy niż Wisła :D. Plaży nie było, ale za to były
całkiem ładne tereny spacerowe tzw. lagiernyj sad. Szerokie tarasy,
podobno naturalne, schodzące do samej wody a na każdym tarasie bulwar.
Na zboczach rosły sobie szkółki leśne z podpisem, że to drzewka miłości.
Ponieważ spotkaliśmy na jednym z bulwarów kawalkadę weselną moja teoria
jest taka, że młode pary przyjeżdżają tam i sadzą drzewko, by pan młody
po ślubie skupić się już mógł tylko na bachorze i domu, ale póki co
teoria pozostaje niezweryfikowana. Szliśmy tak sobie i szliśmy, aż udało
nam się zabłądzić w lesie, a na końcu dotrzeć do mostu. W Tomsku jest
tylko jeden most przez te wielką rzekę. W zasadzie może i więcej nie
trzeba, bo całe miasto praktycznie leży na jednym brzegu. Z tego co
widać na drugim są tylko jakieś opuszczone ruiny i slamsy. Pogoda była
zdecydowanie mniej sprzyjająca pieszym wycieczkom więc żeby się nie
rozchorować wieczorem musieliśmy się rozgrzewać testując wyroby
miejscowego przemysłu gorzelniczego i muszę przyznać, że wódka z
cedrowych orzechów, syberyjskiego przysmaku, jest naprawdę niezła.
Obczailiśmy przy tej okazji, że to moje okno nie jest wcale zbyt wysoko i, co najważniejsze, nie ma w nim krat jak w Polsce, więc jak się wypuścimy na jakieś całonocne eksplorowanie miasta to będziemy wracać do mnie drogą powietrzną :D.
Obczailiśmy przy tej okazji, że to moje okno nie jest wcale zbyt wysoko i, co najważniejsze, nie ma w nim krat jak w Polsce, więc jak się wypuścimy na jakieś całonocne eksplorowanie miasta to będziemy wracać do mnie drogą powietrzną :D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz