Oczywiście wszystko zaczęło się ze
sporą obsuwą, więc od początku było zdzielana pa ruski :P. Wyglądało to
wszystko tak, że po scenie miotał się mąż naszej pani profesor (matki
Joanny od Polaków), 15 lat od niej młodszy artysta (podobno jakiś
śpiewak czy coś w tej podobie) w każdym razie na kilometr widać, że
urodzony jako zwierzę estradowe. Tym razem bawił się w konferansjera
zapowiadając kolejnych gości. Najpierw mruczał obok mikrofonu pan
ambasador, potem jeszcze dalej od mikrofonu mruczał konsul z Irkucka.
Następnie jeszcze paru działaczy lokalnego szczebla, a potem przyszedł
czas na program artystyczny. Ciekawym, elementem części
powitalno-oficjalnej była oprawa dźwiękowa, która przypominała muzyczkę z
Familiady, albo innego bzdurnego teleturnieju z pseudofanfarami na
wyjście każdego kolejnego gościa. Wystąpiło parę zespołów pieśni i
tańca, np. Sibirski Krakowiak i Łowiczanka. Czterdziestoletnie panie
wbite w łowickie pasiaki i kukające, podczas gdy chłopiec panny szuka,
były bardzo słodkie. Oczywiście językiem urzędowym był rosyjski.
Piosenki były po polsku, ale wszystkie zapowiedzi, podziękowania i
historyczne wstawki były po rosyjsku. W tym kontekście niezwykle uroczo
brzmiały patriotyczne piosenki wykonywane z ogromnym zaangażowaniem
przez ludzi ledwo mówiących po polsku.
Przebudzenie Krakusów:
"Harda u nas dusa,
Nie boim się Rusa, Prusa!
Dość nas natyrpali,
Bijwa Prusów i Moskali.
Bierzwa za obuszki,
Pójdźwa wszyscy do Kościuszki!
Bierzwa kosy, bierzwa dzidy,
Otrząśnijwa się z tej biedy,
Bijwa wszyscy wraz Moskali,
Bo nas się dość natyrpali!"
A także "Pożegnanie ojczyzny" znanego
masona i targowiczanina Ogińskiego, który tak strasznie tęsknił za
utraconym, ukochanym krajem, jak ci syberyjscy zesłańcy, choć pewnie w
tej strasznej Florencji było mu dużo ciężej, niż im tu, na wczasach
robotniczych. Był też zespół dziecięcy śpiewający równie polską i
patriotyczną pieśń "Dziesięcioro murzyniątków" :P A na koniec
konferansjer dał się poznać jako świetny śpiewak i zaśpiewał najbardziej
polską piosenkę czyli hymn ukraińskiej kozaczyzny "Sokoły", od której
bardziej polskie są już chyba tylko pierogi ruskie.
Wycyganiłyśmy z O. bilety na jutrzejszy
koncert słynnej skrzypaczki Katarzyny Dudy, o której ani ja ani O., ani
nikt w ogóle nigdy nie słyszał, ale plakaty wiszą w całym mieście, nawet
na Leninie, więc nie wypada nie pójść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz