sobota, 18 stycznia 2014

Mysz na polskim uniwersytecie

Co trzeba zrobić, żeby oceny uzyskane na zagranicznym uniwersytecie w czasie wymiany znalazły się w polskim indeksie? Odpowiedź wydaje się prosta. Bierzesz zaświadczenie z zagranicznego uniwersytetu, na którym są wypisane przedmioty wraz z ocenami, idziesz do swojego wydziałowego koordynatora, a on przepisuje te oceny do twojego indeksu. Tak przynajmniej było jeszcze parę lat temu, kiedy Mysz wróciła z erasmusa. Dziś, na szczęście, mamy Uniwersytecki System Obsługi Studentów, który wszystkim ułatwia życie i upraszcza wszelkie procedury, więc wygląda to tak:

Dzień pierwszy rano. Pełen dobrej wiary, nadziei i miłości, idziesz do swojego wydziałowego koordynatora z indeksem i  zaświadczeniem o uzyskanych ocenach. On odsyła Cię do wydziałowego informatyka, który drukuje Ci specjalny formularz, gdzie masz wpisać przedmioty realizowane na zagranicznym uniwersytecie. Następnie idziesz do koordynatora, który sprawdza, czy nie jesteś analfabetą, i czy poprawnie przepisałeś nazwy przedmiotów z jednej kartki na drugą. Jeśli okaże się, że udało Ci się podołać temu, bądź co bądź, niełatwemu wyzwaniu, koordynator stawia autograf i pieczęć pod formularzem. Wtedy możesz wrócić do pana informatyka, który po przestudiowaniu obu dokumentów i sprawdzeniu autentyczności podpisu stwierdza, że wszystko jest w porządku, korzystając ze swych nadludzkich uprawnień w USOS, otwiera decyzję, która umożliwi Ci wpisanie samodzielnie do systemu przedmiotów zrealizowanych na wymianie. Nie możesz tego jednak zrobić od razu, bo jakiekolwiek zmiany USOS zarejestruje po tzw. migracji danych, jaka odbywa się 2 razy na dobę 6.22 oraz 17.22, czyli za każdym razem poza godzinami pracy uczelni. Wieczorem, ku Twojemu zdziwieniu, okazuje się, że dane przemigrowały poprawnie i decyzja faktycznie jest otwarta, dzięki czemu możesz wpisać swoje przedmioty do systemu.

Dzień drugi  - idziesz do dziekanatu, aby jakaś przemiła pani po raz kolejny sprawdziła, czy nie jesteś analfabetą, i czy poprawnie przepisałeś nazwy przedmiotów z formularza do USOSa. Jeśli nie będzie miała zastrzeżeń, kliknie OK, dzięki czemu, przy odrobinie dobrej woli, będzie mogła Ci wygenerować kartę egzaminacyjną. Po drodze oczywiście modlisz się, żeby poranna migracja również odbyła się bez zakłóceń, co w raczkującym dopiero systemie nie jest oczywiste. Jeśli masz szczęście, zaledwie po kwadransie oczekiwania panie zapytają "w czym mogłyby Ci pomóc" i możesz się już dowiedzieć, że jedyna pani, która ma odpowiednie prerogatywy do klikania sakramentalnego OK właśnie poszła do archiwum i może będzie za godzinę, a może za dwie, więc proszę poczekać, albo wrócić jutro. Jeśli masz dużo asertywności, jako i Mysz posiada, możesz ponegocjować i trochę litością: "no wie pani ja przyjechałam aż z Lublina i zaraz muszę wracać", a trochę pochlebstwem: "przecież to tylko trzeba zaakceptować, na pewno pani świetnie sobie z tym poradzi", możesz  nakłonić sympatyczną panią do współpracy i po pół godzinie stać się już szczęśliwym posiadaczem karty egzaminacyjnej.

Dzień trzeci: jedziesz do wydziałowego koordynatora, który przepisuje oceny z przywiezionego z zagranicy zaświadczenia do polskiego indeksu,  oraz na świeżutką kartę egzaminacyjną. Potem już tylko jedziesz do dziekanatu, składasz indeks i czekasz, aż sympatycznym paniom akurat skończy się kawa i wyciągną zalegające indeksy, by podstemplować na nich zaliczenie roku, co najprawdopodobniej nie nastąpi przed upływem miesiąca, a może i dwóch.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz