poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rejs sylwestrowy - part 2 (Monaco)

Najstarsi górale twierdzą, że port handlowy był tu już za czasów fenickich, ale impreza zaczęła się rozkręcać dopiero na początku XIII w., kiedy  to Genueńczycy zbudowali na skale potężną fortecę. W tymże czasie, w państwach włoskich rozgorzał spór między gwelfami uważającymi, że papież jest bardziej cool od cesarza, a gibelinami uważającymi wprost przeciwnie. Gdy pod koniec stulecia w Genui cesarskie było na wierzchu, większość przezornych gwelfów dała nogę, w tej liczbie Francesco Grimaldi alias Malizia*. Na początku 1297 r. udał się do Monaco. Tam, ukrywszy pod mnisim habitem broń, wkręcił strażników, że jest ubogim franciszkaninem wędrującym po prośbie, a kiedy naiwniacy wpuścili go do środka, Franki Furbo wyciął ich w pień faktycznie przejmując władzę nad twierdzą i symbolicznie zakładając nowe państwo, gdzie jego potomkowie panują do dziś. Grimaldi szczycą się faktem, iż są najstarszym, panującym nieprzerwanie rodem w Europie. Po prawdzie to rewolucja Francuzka do spółki z korsykańczykiem Bonapartem zafundowali im ćwierćwieczne wakacje, ale czymże jest 25 lat, wobec ponad siedmiuset. Przez wieki Monaco to kurczyło się, to rozrastało. Było najpierw protektoratem hiszpańskim, potem sardyńskim aż skończyło jako państwo teoretycznie niezależne, choć połączone unią celną z Francją, która również kontroluje jego politykę zagraniczną.

Obecnie, księstwo składa się z jednej góry o powierzchni ok. 2 km2, zamieszkanych (przynajmniej teoretycznie) przez 32000 rezydentów. Dla bezpieczeństwa śmietanki europejskiej, w mieście zainstalowanych jest aż 30000 kamer czyli niemal każdy ma swoją własną. Księstwo ma granice długości 4.4 km i wybrzeże długości 4.1. Posiada aż 2 km torów kolejowych w całości schowanych pod  górą oraz aż 50 km dróg. Nie wiem gdzie im się to mieści. Może dwupasmówki liczą się podwójnie. Językiem urzędowym jest francuski, choć istnieje też ponoć język monegaski.

Daty, które rozsławiły Księstwo Jednej Góry to:

1863 - książę Charles III powołał do życia słynne Kasyno, a 3 lata później powstaje najbardziej znana dzielnica Monaco, Monte Carlo, nazwana tak na cześć światłego księcia.



Iluminacja przed kasynem:

W 1869 roku zniesiony został w Księstwie podatek dochodowy

1956 - książę Rainier III poślubił gwiazdę Hollywood Grace Kelly, którą poznał rok wcześniej na festiwalu w Cannes (daleko nie miał).

1982 - księżna Grace  zginęła w wypadku samochodowym, podobno trafił ją szlag wywołany kłótnią z krnąbrną, najmłodszą pociechą Stefanią.

Podobnie jak na zeszłorocznym rejsie, akurat mysiej wachcie przypadło szczęście przygotowania, (przynajmniej częściowo) kolacji sylwestrowej. Nasza nadgorliwa pani oficer zaczęła piec ciasta już dwa dni wcześniej. Ponieważ wieczerza sylwestrowa miała być suta, to zamiast obiadu Kapitan zarządził lekki lunchyk, na  który zrobiliśmy prawdziwą, polską pizze (grubość ciasta co najmniej 2 cm). Była to chyba najbardziej  masowa produkcja pizzeryjna, w jakiej brałam udział.



Wieczorem impreza toczyła się na dwa fronty: żywieniowy w mesie oraz taneczny w tzw. klasie. Jest to niewielkie pomieszczenie, gdzie zazwyczaj absolutnie nie ma wolnej przestrzeni, tym razem dzięki uprzejmości Złego Bosmana, który rękami wachty bosmańskiej rozkręcił znajdujące się tam stoły, przestrzeni zrobiło się aż niewiele, i tak powstał parkiet. Bal był, przynajmniej teoretycznie, kostiumowy.  Możecie zgadywać trzy razy za kogo była przebrana Mysz, a dla tych którzy nie zgadli zdjęcie:

Nie macie pojęcia jak trudno jest kupić czerwoną sukienkę w białe kropeczki. Mysz na szczęście jest kreatywna i zręczna, więc przy pomocy białego papieru, nożyczek i taśmy dwustronej przerobiła zwykłą, czerwoną sukienkę w czerwoną sukienkę w kropeczki. Problem był tylko taki, że taśma okazało się mało trwałym spoiwem i Mysz wszędzie zostawiała ślady swej obecności. Jak była to ściana, albo stół to pół biedy, ale koszula obcego mężczyzny? Zero prywatności, a przecież paparazzi czają się wszędzie i jeszcze te 30000 kamer. Ostrzegam na przyszłość, nie popełnijcie tego błędu.

O północy książę Albert zafundował nam fajerwerki. Były niezłe, ale oczywiście nie tak spektakularne jak te, które Mysz dostała na urodziny.

Po trwających niemal godzinę życzeniach (nie tak łatwo się wyściskać i napić z pół-setką ludzi) wybraliśmy się na rekonesans, by zobaczyć jak bawi się ta lepsza część świata. Było tłoczno i gwarno, ale w przybliżeniu wyglądało to jak pierwsza lepsza fiesta w Barcelonie. Pewnie crème de la crème  jednak bawił się gdzieś w podziemiach.



Na spacer noworoczny Mysz wybrała się z Kotem Przewodnikiem i Złym Bosmanem, który jako stały bywalec oprowadził nas dokładnie i szczegółowo.

Panorama portu:

Monte Carlo, jak sama nazwa wskazuje, składa się głównie z góry. Przez dość uroczy park można wspiąć się na stare miasto w centrum którego stoi książęcy pałac.

Na dziedzińcu jest pomnik Francesca Grimaldiego, postawiony mu w siedemsetną rocznice bohaterskiego wyrżnięcia załogi fortecy, oraz mnóstwo armat. Przy armatach leżą stosy kul pospawanych ze sobą, żeby nikomu nie przyszło do głowy oddać salwy honorowej. 

Zajrzeliśmy też do katedry św. Mikołaja, gdzie pochowana jest cała dynastia Grimaldich. Poza obrzydliwymi, nowoczesnymi organami, kościół prezentuje się całkiem ładnie, zdecydowanie przedkładając surową elegancję nad barokowe, czy renesansowe, tandetne zdobnictwo.

W drodze powrotnej odwiedziliśmy też ogród z kaktusami.



Takiego mam w domu tylko nieco mniejszego.

Kilka pomników:



Oraz żółtą łódź podwodną stojącą  przed oceanarium:



Na koniec, wśród portowych kramów, Mysz spotkała kuzyna. Na szczęście był bardziej fotogeniczny niż ten z Krasnojarska.

*przebiegły

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz