wtorek, 2 lutego 2016

Mysz w Nowym Świecie

Pewnie niektórzy wiedzą, ale dla tych, którzy nie wiedzą - krótkie wprowadzenie.

Jeszcze mieszkając w Portugalii, Mysz zaczęła zastanawiać się jak najlepiej wykorzystać ostatni rok swych studiów rusycystycznych. Oczywiście nie chodziło o pisanie pracy licencjackiej albo tym podobne bzdury, tylko gdzie by tu jeszcze pojechać. Przeglądając stronę biura współpracy międzynarodowej swego wspaniałego uniwersytetu, Mysz odkryła, że oprócz niezwykle kuszących umów z Rosją, Ukrainą i Kazachstanem, jest opcja także wyjazdu do USA. Zelektryzowana tymi trzema literkami, Mysz już wiedziała co robić. Fakt, iż znajdujące się w nawiasie miasto Greensboro nic jej nie mówiło, zupełnie jej nie wystraszył. Wyjazd do Stanów był zawsze wielkim mysim marzeniem i oto nadarzyła się okazja, by je spełnić. Zastanawiacie się jaki sens ma studiowanie rusycystyki w Ameryce? Na szczęście komisja rekrutacyjna nie miała takich wątpliwości, a nawet jeśli miała, to niezwykle przekonujący list motywacyjny i rekomendacje przedstawione przez Mysz zupełnie je rozwiały.

Tak oto Mysz została zakwalifikowana wraz z dwoma innymi szczęśliwczyniami na wyjazd do Greensboro. W tym momencie wiedziała już, że to w Północnej Karolinie. To chyba gdzieś na południu, nie? Z jednej strony Atlantyk, z drugiej Appalachy, powinno być fajnie, cieplutko i w ogóle. Wszystkie romansidła Sparksa się tam dzieją i zawsze jest bardzo ładnie. Będzie dobrze. Tak sobie powtarzała Mysz przez kolejne pół roku.

A jak jest faktycznie? O tym się przekonacie już wkrótce.

cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz