piątek, 22 kwietnia 2016

Językowe potyczki z redneckami

Wiadomo, że każdy kraj ma swoje dialekty i regionalizmy językowe. Podobnie jest i w USA. Naturalne jest, że w tak ogromnym państwie wykształciło się wiele lokalnych gwar. Praktycznie każdy stan ma swoją. Nie chodzi tu tylko o wymowę, choć ta faktycznie znacząco się różni*, ale także o niektóre słowa, które występują tylko na południu lub północy.

Na południu chcąc wyłączyć światło na ten przykład, zamiast swojskiego turn off musicie zadziałać ostrzej i cut off the light.

Kiedy przed kolokwium nauczyciel każe wam put up the phone, bynajmniej nie ma na myśli, że macie przerobić swój telefon na namiot, ale po prostu schować go do torby. Jeśli ktoś zapyta, o waszą kinfolk, będzie chodziło o rodzinę, zazwyczaj tę najbliższą, typu rodzice i dziadkowie. A jeśli ktoś zapyta: Whatcha doin?, chodzi po prostu o to co robicie. Britches to spodnie, pewnie od bryczesów, w których południowe państwo objeżdżało swoje pola bawełny. a jeśli już przy bawełnie jesteśmy, to południowe określenie na człowieka sukcesu to nic innego, niż "high cotton". Przy wypowiadaniu swych sądów czy nadziei, południowcy zamiast: I suppose, I guess mówią: I reckon.

Na południu występują też śmieszne konstrukcje, jak pleonazmowe określenie "might could". Być może południowcy są bardziej asekuracyjni niż rzutcy jankesi i oferując pomoc muszą 2 razy zaznaczyć, że to tylko być może: I might could help you. 

Na koniec znów nawrót do gastronomii, czyli jak mówi się na południu na ziemniaka? Pilni czytelnicy być może już odgadli z poprzedniej notki, dla niedomyślnych jednak podaję: tater.

* Na południu zamiast Amerika mówi się Merika, a zamiast kofi - kuofi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz