niedziela, 1 grudnia 2013

Kolejne urodziny, tym razem Myszowe

Z ogromnym wzruszeniem odnotowałam fakt, że większość czytelników niniejszego bloga pamiętało dziś  o osiemnastych urodzinach Ślepej Myszy. Me wzruszenie jest tak wielkie, iż rzecz niespotykana, mowę mi odjęło. Na szczęście pozostaje jeszcze słowo pisane, aby podzielić się z Wami wrażeniami dnia dzisiejszego, a było ich niemało.

Przede wszystkim moje kochane współlokatorki przygotowały mi przyjęcie-niespodziankę pełne niespodzianek. Zostałam oficjalnie zaprzysiężona przez nie na матроса военно-морского флота (marynarza rosyjskiej marynarki wojennej). Żeby godnie pełnić służbę dostałam mundur:


...żeby nie zapomnieć na czyją chwałę, dostałam flagę Rosyjskiej Federacji:


...a na koniec, żeby potwierdzić, że prawdziwy ze mnie mariak, musiałam wypić szklankę wódki i zagryźć ogórkiem.




Na stole obok sałatki i pierożków sprezentowanych nam na imprezę przez mamę T., nie mogło zabraknąć również tortu, na którym dumnie płonęły dwie cyferki 1 i 8 :P. 



Dziewczyny kazały mi je zachować i stawiać co rok na torcie, aż będę mogła je zamienić miejscami. Tak też chyba zrobię. Żebym nigdy nie musiała pić w samotności, gdyż to prowadzi do alkoholizmu, dostałam dzwonek zwołujący na piwo :D.

Najedzona i napojona w domu Mysz opuściła akademik, ponieważ  także miasto Tomsk przygotowało dla niej niezłą imprezkę. Stojące wzdłuż ulic i wiwatujące tłumy czekały po kilka godzin na ten jeden, wyjątkowy moment, kiedy pojawi się i przemknie przed nimi bohater dnia. Mysz dotarła wprawdzie z lekkim (kilkugodzinnym) opóźnieniem na główny plac, ale nikt nie miał jej tego za złe.


Następnym punktem programu był wielki pokaz fajerwerków pod Pałacem Sportu. Postanowiłyśmy z M. i jej koleżankami udać się tam piechotą, by ominąć kolosalne korki i większość zamkniętych ulic. Przechodząc przez park napotkałyśmy członka juniorskiej kadry saneczkowej, który zaciekle ćwiczył przed wyjazdem do Soczi. Po krótkich negocjacjach wspartych autorytetem taty, młodzieniec zgodził się nam odstąpić swój sprzęt na jeden zjazd. Efekty możecie sami zobaczyć, a raczej usłyszeć, bo już ciemno było.


Kiedy dotarłyśmy do celu okazało się, że pod sceną kłębi się straszny tłum, także Mysz nie mogła się przepchać do swojej vipowskiej loży. Oglądałyśmy więc fajerwerki wciśnięte w plebs, ale i tak było fajnie.

Na koniec Mysz jeszcze strzeliła sobie fotkę z jednym ze swoich fanów i wróciła do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz