poniedziałek, 2 czerwca 2014

Irkuck

Z Ułan Ude do Irkucka pojechałyśmy autostopem. Choć miasta dzieli zaledwie 400 km, podróż zajęła nam cały dzień. Złapany ok. godziny 10:00 tir doczłapał się na miejsce ok. 20:00, bo objeżdżająca Bajkał od południa droga federalna jest praktycznie pozbawiona asfaltu, więc maksymalna prędkość, jaką można na niej osiągnąć, to 40 km na godzinę.

Podobnie jak Ułan Ude, Irkuck został założony w połowie XVII w. przez Kozaków, w miejscu strategicznie dogodnym, czyli u zbiegu dwóch rzek, z tą jedynie różnicą, że nie były to Uda i Selenga, a Irkut i Angara. Irkuckie zimowisko, mające na celu obsługę i obronę  portu rzecznego, zaledwie po 30 latach otrzymało prawa miejskie i jako Irkuck stało się centrum administracyjnym wschodniej Syberii. Położone na szlaku handlowym z Mongolią i Chinami, zaledwie 60 km od Jeziora Bajkał, miasto stanowiło idealny punkt wypadowy do dalszych ekspedycji kolonizacyjnych. Od XVIII w. stało się również bardzo popularnym miejscem dożywotnich urlopów wypoczynkowych nieprawomyślnych poddanych cara. Ponieważ jednak było stolicą guberni irkuckiej, chyba nie działo się im tak źle. Z ciężkimi losami zesłańców można się zapoznać zwiedzając muzea Domy Dekabrystów, czyli pełne antyków, fortepianów, dzieł sztuki i porcelany pałace rodzin Vołkońskich i Trubeckich. Represje, jakie objęły szlachetnych wygnańców, to m.in.zakaz wstępu do teatru, oraz zakaz kształcenia ich dzieci w szkołach publicznych. W martyrologicznej historii Irkucka nie brakuje oczywiście polskich trzech groszy. To tu, w listopadzie 1866 r., zostali straceni przywódcy powstania zabajkalskiego*. Oprócz nich, na miejscowych cmentarzach spoczywa w pokoju wielu konspiratorów i powstańców rodem znad Wisły. Od XIX w. działają  w Irkucku polska szkoła i kościół, a w XX w. stworzono tu również konsulat RP*. Dlatego biegnąca przez centrum miasta ulica powstańców polskich oraz Częstochowa, jako miasto partnerskie, nie powinny nikogo dziwić. Obecnie, Irkuck jest tętniącym życiem, ponad pół milionowym miastem, w którym znajduje się aż 9 uczelni wyższych, w tym uniwersytet lingwistyczny, będący jedną z trzech tego typu placówek w całej Rosji.

Dom naszego hosta, jak niemal całe miasto znajdował się na prawym brzegu Angary (na lewym leży jedynie dzielnica Glaskowsk, czyli warszawska  Praga w rosyjskim wydaniu) przy ulicy Bajkalskiej, która jest bardzo długa. Zaczyna się w centrum, przecina pół miasta, a na końcu zmienia się w wylotówkę, sami zgadnijcie dokąd. Ponieważ nasze lokum mieściło się dość daleko od serca Irkucka, idąc piechotą zdążyłyśmy obejrzeć trochę zwykłego miasta zanim dotarłyśmy do strefy przeznaczonej dla turystów. Biegnącą wzdłuż Angary szutrową drogę od strony lądu flankują komunistyczne blokowiska, a od wody oddzielają dwa rzędy średnio zadbanych drewnianych domów, gdzie psy szczekają i koguty pieją. Angara w Irkucku ma szerokość pół km i tylko trzy mosty, którymi można ją pokonać. Jeśli wyda wam się to mało, pomyślcie, że to i tak 3 razy więcej niż w Tomsku. Rzeka rozlewa się malowniczo, tworząc mnóstwo wysp i wysepek. Niektóre są nawet zamieszkane, a prowadzą na nie urocze mostki, oczywiście obwieszone kłódkami. Woda jest bardzo czysta i ma kolor ciemnoniebieski. W centrum wpada do niej Irkut i niedaleko od tego miejsca zaczyna się piękny bulwar Gagarina, lubiany, jak zauważyłyśmy, zarówno przez turystów, jak i miejscowych, którzy traktują je jak formalną plaże. Stoi tam wielki pomnik Aleksandra III, Moskiewskie wrota, czyli kolejny łuk pseudotryumfalny i płonie oczywiście wieczny ogień. Znaleźć tam można także kilka pomniejszych pomników, np.: założyciela miasta, czy pierwszego kartografa badającego jego okolice. Irkuck to pierwsze miejsce w Rosji, gdzie spotkałyśmy jakikolwiek ukłon w stronę turystów. Po pierwsze, bardzo często stoją na ulicy duże plany miasta; po drugie, niemal na każdym skrzyżowaniu znajdują się drogowskazy do atrakcji turystycznych (na szczególną uwagę zasługuje fakt iż napisy są nie tylko po rosyjsku ale i po angielsku), po trzecie, na jednym z głównych placów stoi budka z informacją turystyczną (rzecz zaiste w Rosji niespotykana), a po ostatnie, ktoś mądry przygotował trasę zwiedzania centrum, składającą się z 28 punktów, takich jak: cerkwie, skwery, pomniki, budynki rządowe itd, której szczegółowa mapa z opisem stoi na początku ul. Lenina, ponadto  przy każdym obiekcie stoi dwujęzyczna tabliczka informująca o historii i znaczeniu danego miejsca. Ciekawym pomysłem są tabliczki z nazwami ulic, na których obok współczesnych (Lenina, Gorkiego) znajdują się napisane starą czcionką przedrewolucyjne (Kazańskaja, Nikolajewskaja). Podobnie jak Ułan Ude Irkuck jest bardzo zielony, skwerkowy fontannowy i pełen uśmiechniętych ludzi. W mikroparczkach pod drzewami stoją jakieś śmieszne rzeźby z patyków. Nad rzeką dzieci się kąpią, a dorośli przygrywają na charmoszkach.

Zwiedzanie centrum zaczęłyśmy od przepięknej cerkwi podniesienia krzyża. Co ciekawe, przetrwała czas sowiecki w niemalże nienaruszonym stanie, gdyż urządzono w niej muzeum ateizmu. Przed świątynią, na środku skrzyżowania, pręży się kamienny babr, czyli mityczny stwór będący herbem Irkucka* Przy placu Kirowa, będącym od zarania dziejów centralnym punktem miasta, znajdują się Sobór Objawienia Pańskiego, Cerkiew Zbawiciela i kościół polski - niestety jedynie sobór udało nam się zobaczyć od środka, gdyż jako jedyny był otwarty. Irkuckie świątynie od tomskich różnią się przede wszystkim rozmiarem i bogactwem zdobień. Ponieważ prezentują styl tzw. syberyjskiego baroku, ikonostasy kapią od złota, a ściany od rzeźbień, których Mysz oczywiście nie omieszkała pomacać. Na placu Kirowa znajdował się niegdyś przebogaty i największy w dziejach Irkucka sobór kazański mieszczący 5000 wiernych. Jednakże ktoś mądry stwierdził, że fabrykę ludowego opium lepiej zastąpić siedzibą ludowej władzy. W związku z czym, sobór podzielił los moskiewskiego Soboru Zbawiciela a na jego miejscu stanął cud socrealistycznej architektury w postaci domu sowietów. Kilka lat temu postawiono na placu małą kapliczkę upamiętniającą niegdysiejszą świątynię. Główną ulicą miasta jest oczywiście ulica Lenina z pomnikiem tegoż. Nie jest tak urokliwa jak w Ułan Ude, ale i tak lepsza niż w Tomsku, o co w zasadzie nietrudno. Najbardziej reprezentacyjną i uważaną za najładniejszą jest jednak ul. Marksa. Znajdują się przy niej wszystkie budynki administracyjne, muzea i teatry. Jedną z głównych atrakcji turystycznych Irkucka jest tzw. 130ty kwartał, czyli uliczka ze starymi, drewnianymi domkami, typu jak w Tomsku,. Zostały one zwiezione z całej okolicy, odremontowane na wysoki połysk i ustawione jeden obok drugiego. Mieszkańców, ponieważ odrestaurować się nie dali, oczywiście wykurzono, a w środku urządzono ekskluzywne restauracje i sklepy dla bogatych turystów. Wszystko razem wygląda dość nienaturalnie, choć podobno zachodni turyści właśnie czegoś takiego szukają, by wydać swoje eurasy i dolary. Pod jednym z kin stoi pomnik, podpisany jako "randka", przedstawia mężczyznę chowającego bukiet kwiatów za plecami i patrzącego niecierpliwie na zegarek, a przed teatrem stoi pomnik poety, któremu ktoś przyczepił prawdziwy balonik z helem. Niemal nad samą rzeką wokół placu z fontannami znajdują się budynki głównego uniwersytetu. Wygląda na całkiem przyjemne miejsce do wagarowania. Na koniec zwiedzania powylegiwałyśmy się w parku, który wyglądał jakby po prostu ktoś budując miasto zapomniał wyciąć kawałek lasu, bo cały był zarośnięty chaszczami, a alejki miał albo piaskowe, albo w najlepszym razie żwirowe, ale to mu w sumie dodawało uroku. Jedyną wadą Irkucka jest fakt, iż jest on drogi. Zarówno w sklepach, jak i w knajpkach, ceny są ze dwa razy wyższe niż w nietanim przecież Tomsku. Niestety, nie starczyło nam czasu, żeby wybrać się do słynnej irkuckiej elektrowni wodnej. Rzeka podobno rozlewa się tam malowniczo tworząc setki wysepek i łach, a widok z góry jest niesamowity. Po wybudowaniu zapory w 1956 r. poziom w Bajkale podniósł się o metr, co przy powierzchni 31500 km2 jest nie lada osiągnięciem*. Przy elektrowni cumuje udostępniony do zwiedzania lodołamacz Angara, który, zanim wybudowano tory kolejowe dookoła Bajkału, przewoził pociągi z jednego brzegu jeziora na drugi.

* powstanie zabajkalskie miało, jak wszystkie powstania wywoływane przez Polaków, krótki żywot i jedyny słuszny koniec. Tym razem nasi patrioci pobili jednak wszelkie rekordy, gdyż zryw trwał  dokładnie cztery doby. W dniach 24-28 czerwca 1866 r. zesłańcy budujący drogę w okolicy jeziora Bajkał pod wodzą Narcyza Celińskiego i Gustawa Szaramowicza utworzyli organizację Syberyjski Legion Wolnych Polaków, składającą się głównie z byłych powstańców styczniowych, którym najwidoczniej  po kilku latach bez szabli w dłoni zaczęło się cknić za wojaczką. Powstańców było ok. 700 sztuk i nie dysponowali ani uzbrojeniem, ani poparciem pozostałych zesłańców, więc koniec był łatwy do przewidzenia. Ponieważ nie dało się zesłać ich już bardziej, car nie miał wyboru i dowódcy zostali rozstrzelani na irkuckiej rogatce.

* Syberyjskie wróble ćwierkają, że w niedalekiej przeszłości zostanie on przeniesiony do Nowosybirska, ale póki co jeszcze mieści się nad Angarą.

* Kiedy Katarzyna II nadała miastu Herb, był to zwyczajny tygrys syberyjski z sobolem w zębach. Natomiast gdy Aleksander II zatwierdzał go ponad 100 lat później, do dokumentów wkradł się błąd. Zamiast tygrys syberyjski, ktoś użył lokalnej irkuckiej nazwy babr. Następnie jakiś nadgorliwy urzędnik poprawił domniemaną literówkę na bóbr i imperator zatwierdził bobra na herb miasta. Ponieważ lud znad Angary nie chciał mieć bobra w herbie, ale carskiemu słowu też bał się uchybić, artyści rysujący herb tygrysa nieco zbobrzyli, dorysowując mu bobrzy ogon  oraz bobrząc  tylne łapy i tak powstał heraldyczny eksperyment genetyczny zwany babrem.

* policzenie ile jest to litrów pozostawiam jako proste ćwiczenie dla czytelnika. Dla ułatwienia obliczeń bez zmniejszania ogólności rozważań możemy przyjąć, że litr to dc3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz