środa, 15 kwietnia 2015

Graça

Mysz mieszka w zasadzie na granicy dzielnic Anjos i Graça. Pierwsza z nich, choć ma ciekawy, imigrancki klimat, nie posiada żadnych wybitnych atrakcji turystycznych, o których warto by się rozpisywać. Zupełnie inaczej jest w przypadku Graçy. W większości przewodników jest ona albo pomijana, albo kwitowana kilkoma zdaniami na temat tarasów widokowych i kościoła Graça. Jak krzywdzące jest to uproszczenie przekonała się Mysz już na pierwszym spacerze.

Graça, ze swoimi obdrapanymi kamienicami, pokrytymi azulejos i grafiti, nieco przypomina charakterem Alfamę, ale chodniki są tu szersze. Z powodu braku słynnych zabytków oraz barów fado, niemal nie występuje tu typowy element alfamskiego krajobrazu, to jest tłum turystów. Zobaczyć go można jedynie na punktach widokowych, albo za szybą przejeżdżającego przez Graçę słynnego tramwaju nr 28.

Najbliższą mysiej kwatery atrakcją turystyczną jest taras widokowy Miradouro da Nossa Senhora do Monte. Jest to bardzo przyjemne miejsce, gdzie w cieniu drzew można wypić przyniesione ze sobą wino z widokiem na górujący nad miastem zamek i na płynącą dołem rzekę. Na murku otaczającym taras, ułożone są z azulejos mapki, pomagające zrozumieć co w danym momencie oglądamy. Tuż przy tarasie znajduje się kościółek Capela de Nossa Senhora da Monte. Pierwsza budowla pod tym wezwaniem została wzniesiona w 1147 r., to jest zaraz po odbiciu Lizbony z rąk Maurów przez pierwszego króla Portugalii, Alfonsa I Zdobywcę. Znajdowała się na miejscu zwanym Monte de São Gens, gdyż pierwszy biskup Lizbony, São Gens, zginął tam męczeńską śmiercią. W kościółku umieszczone zostało krzesło świętego, które, wg tradycji, siadającym na nim ciężarnym kobietom gwarantuje poród łatwy, szybki i przyjemny. Podobno sprawdziła to na własnej skórze królowa Maria Anna Austriacka, żona króla João V, panującego w XVIII w.

W trakcie trzęsienia ziemi z 1775 r. kościołek uległ niemal całkowitemu zniszczeniu, ale cudowne krzesło ocalało. Nową świątynię odbudowano trochę wyżej i teraz znajduje się tuż przy tarasie widokowym.

Idąc dalej trafimy na kolejny punkt widokowy: popularnie zwany Miradouro da Graça od znajdującego się tam kościoła i klasztoru Graça. Oficjalnie taras jednak nosi imię słynnej poetki narodowej o jakże portugalskim nazwisku Sophia de Mello Breyner Andresen. Podobno było to jej ulubione miejsce. Potrafiła tam przesiadywać godzinami, zbierając natchnienie lub tworząc.

Kościół i klasztor Graça, czyli po portugalsku Igreja e Convento da Graça, flankowane są przez niewielki parczek z sympatycznym jeziorkiem pośrodku noszący, jak nietrudno odgadnąć, nazwę: Jardim do Convento da Graça. Średniowieczny klasztor, opuszczony przez Augustynów, jest obecnie użytkowany przez portugalską armię. Kościół jednakże można zwiedzić i warto to uczynić, gdyż ma bardzo ładnie zdobione wnętrze. Wg legendy, wizerunek Nossa Senhora da Graça ukazał się w 1362 r. rybakom w Cascais na wyciągniętych przez nich z morza sieciach. Matka Boska miała też przepowiedzieć Królowi João I zwycięstwo w bitwie pod Aljubarrota. W podzięce za to, co roku odbywają się tam procesję w jej rocznice.

Zdaniem Myszy, największą atrakcją dzielnicy jest, zupełnie pomijana w przewodnikach, Estrela d'ouro (Złota Gwiazda). Mało kto o niej wie, więc można w centrum Lizbony nacieszyć się spokojem, śpiewem ptaków i obserwacją powolnego życia mieszkańców. Trafiwszy na jej trop przypadkiem, Mysz zafascynowała się tym miejscem i przeprowadziła prywatne śledztwo w celu ustalenia co, kto, kiedy, jak i dlaczego. Ustaliwszy historię i okoliczności powstania Gwiazdy, Mysz jest z siebie bardzo dumna i uważa ją za swoje prywatne odkrycie turystyczne.

Wystarczy zaraz na początku głównej ulicy rua da graça skręcić w prawo by cofnąć się o sto lat.

Ułożony z azulejos i zwieńczony złotą gwiazdą napis na ścianie kamienicy, informuje nas, iż wkraczamy do dzielnicy Estrela d"ouro wybudowanej w 1908 r. na polecenie Agapita Serry Fernandesa. Był on, pochodzącym z Galicji* potentatem przemysłu cukierniczego. Wzbogaciwszy się początkowo na produkcji ciasteczek dla portugalskiej armii, zasłynął następnie jako właściciel eleganckiej restauracji Estrela d'Ouro na rua da Prata w dzielnicy Baixa, odwiedzanej chętnie przez możnych tego świata, gdyż maleńkie pokoiki, w jakich się jadało, gwarantowały dyskrecję im i zapraszanym przez nich gościom. Agapito należał do niewielkiego, ale zacnego grona fabrykantów oświeconych. Podobnie jak Eusebi Guel w Katalonii, rozumiał on, że robotnicy nie są jedynie bardziej ruchomą i wadliwą niż inne częścią maszyny w fabryce. Dbał o nich i starał się zapewnić im godziwe warunki egzystencji. Tak narodził się pomysł zbudowania dla nich osiedla mieszkalnego. Zadanie to Agapito zlecił swemu nadwornemu architektowi, Manuelowi Joaquimowi Norte Juniorowi.

Nazwa dzielnicy pochodzi od głównego motywu dekoracyjnego, czyli gwiazdy. Znajdziemy ją, ułożoną z azulejos, w portalach nad drzwiami, wkomponowaną w bruk na chodnikach, kryje się wśród metaloplastycznych dekoracji balkonów a nawet zdobi pordzewiałe skrzynki pocztowe. Estrela d'ouro jest niewielka. Składa się zaledwie z trzech uliczek noszących imiona ukochanych kobiet Agapita, czyli dwóch córek: rua Rosalina i rua da Virgina, oraz żony: rua Maria Josefa. Budynki są niskie. Posiadają jedynie parter i pierwsze piętro. Nie mają klatek schodowych, lecz zewnętrzne galeryjki, z których wchodzi się bezpośrednio do każdego mieszkania. W sumie dzielnica mieści ich zaledwie 120.

W centrum dzielnicy znajduje się tzw, vivenda Rosalina, czyli dawna siedziba Agapita i jego rodziny. Przestronne patio z poprzecinanym mostkami jeziorkiem pośrodku i małą kaskadową fontanną (oczywiście ozdobioną gwiazdami) otoczone jest przez budynki mieszkalne. Agapito miał też do dyspozycji własną kapliczkę i ogród, które stoją tam do dziś. W kapliczce odbywają się msze, a w ogrodzie kwitną piękne kamelie i sterlicje, pośród których króluje figurka Matki Boskiej. Po śmierci, miasto wywłaszczyło rodzinę Serra Fernandes i sprzedało nieruchomość bractwu religijnemu Casa da Nossa Senhora da Victoria, które do dziś prowadzi w tym miejscu dom spokojnej starości. Atmosfera jest tam sielska a ciszę i spokój zakłócają jedynie ptaki. Wejście na teren obiektu jest otwarte. Jeśli zechcemy przejść się pod oplecioną przez glicynie pergolą albo podziwiać obtłuczone azulejos na murze, nikt nie będzie na nas krzywo patrzył, a wygrzewający się na tarasach staruszkowie sympatycznie się do nas uśmiechną. Aż przyjemnie się starzeć w tak pięknych okolicznościach przyrody

Kiedy z Mysią współlokatorką błądziłyśmy pośród gwiezdnych uliczek, jedna z mieszkanek dzielnicy spontanicznie się z nami przywitała, a potem sama z siebie zaczęła opowiadać jej historię. Widać, że ludzie tam nieczęsto widują turystów, więc jeszcze nie zdążyli zmęczyć się ich widokiem. Wręcz przeciwnie, widząc profesjonalny sprzęt fotograficzny, który towarzyszył nam w spacerze, podpowiadali, gdzie musimy pójść i co koniecznie uwiecznić na zdjęciach.

Złośliwi twierdzą, iż Agapito obrał na swój znak firmowy gwiazdę, gdyż miał na głowie kukuryku w tym kształcie. Bardziej prawdopodobne jest jednak, iż przemawiały przez niego uczucia patriotyczne. Pięcioramienna gwiazda jest bowiem jednym z głównych symboli Galicji. Figuruje na przykład na jej fladze.*

Agapito był mecenasem nie tylko architektury ale i nowinek technologicznych. Z wizyty na wystawie światowej w Paryżu w 1900 r. wrócił zafascynowany kinematografem. Postanowił przeszczepić wynalazek na grunt portugalski. Zlecił swojemu nadwornemu architektowi budowę kina i ostatecznie w 1929 r. Royal Cine przy Rua Graça otworzyło podwoje dla widzów. To właśnie tam odbyła się pierwsza w Portugalii projekcja filmu dźwiękowego. Obecnie w budynku znajduje się Pingo Doce* Jego fasada z obowiązkową gwiazdą przetrwała do dziś w stanie nienaruszonym. Niektóre elementy wnętrza takie jak schodki i galeryjki też zdradzają dawne przeznaczenie budynku.

* Nie chodzi tu oczywiście o okolice Lwowa i Krakowa, lecz o krainę na północnym-zachodzie Hiszpanii ze stolicą w Acoruñi i słynnym sanktuarium Santiago de Compostella. Ponieważ region ten jest dość biedny, jego mieszkańcy często emigrowali by dorobić się za granicą. Tak stało się w przypadku rodziców Fidela Castro lub założyciela sieci sklepów Zara.

** Nazwa Santiago de Compostella pochodzi podobno od łacińskiego określenia Campus Stellae oznaczającego gwiezdne pole, gdyż to właśnie cudowna gwiazda wskazała biskupowi Teodomirowi w 813 r. grób apostoła Jakuba starszego, który od tej pory stał się jednym z głównych celów pielgrzymek w Europie.

***Nie powinni się zatem zżymać obrońcy Kina Femina. Jak widać Biedronka korzysta z wypróbowanych już w ojczyźnie przez grupę Jerónimo Martins wzorów recyklingu kultury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz