Początkowo założona w 1892 r. uczelnia była żeńskim collegem.
Panowie pojawili się na niej dopiero w 1963 r. W Ameryce wyróżnia się
Historically black colleges and universities, w skrócie HBCUs oraz
Predominantly white college (w skrócie PWcs), czyli historycznie czarne i
białe uniwersytety. Choć UNCG należy do tej drugiej grupy, to paleta
barw jest na nim bardzo szeroka. Nie bez powodu ma zatem opinie
najbardziej zróżnicowanego pod względem rasowym uniwersytetu w mieście, a
może nawet całym stanie. Spotkać tu można nie tylko wszelkie odcienie
czekolady, ale także przybyszy z różnych zakątków Azji, Ameryki
Południowej, pobliskich wiosek indiańskich i oczywiście Europy.
Kampus jest ogromny. Mieści w sobie wszystkie wydziały, akademiki, obiekty sportowe, muzeum sztuki, teatr, a także sporo punktów gastronomicznych i sklepów. Jest to w zasadzie samodzielna dzielnica miasta z regularnymi ulicami, przejściami dla pieszych i światłami.


Wszystkie
budynki mają nazwę i w znakomitej większości są to nazwiska zasłużonych
pracowników uniwersytetu. Na przykład akademik, w którym Myszy przyszło
żyć, zwany International House, w rzeczywistości nazywa się
Phillips-Hawkins, na cześć pana Charlesa Phillipsa, który był dyrektorem
Public Relations w latach 1935-1962 oraz pani Kathleen Hawkins przez
ponad 40 lat pracującej w administracji akademików.

Standard pokojów nie jest powalający, ale podobno jako obcokrajowcy mieszkamy w najtańszym akademiku. Czyli odwrotnie niż w Polsce, gdzie erasmusów umieszcza się w najlepszych. Tutejsze akademiki pozbawione są portierni. Nikt nie pilnuje o której i w jakim stanie studenci wracają. Można wprowadzać kogo się chce i na jak długo się chce. Nie ma zatem problemu, by przenocować u siebie w pokoju kogoś nawet kilka dni, o ile współlokator nie ma nic przeciwko. Porządku w akademiku pilnuje grupa wybranych studentów. Jest to coś podobnego do naszej rady akademika, z tą różnicą, że dla nich jest to normalna praca, za którą dostają wynagrodzenie. Na parterze znajduje się pokój wspólny Griffindoru z ping-pongiem, bilardem, telewizorem i dużą liczbą mięciutkich kanap. Faktycznie sporo studentów tam przesiaduje wieczorami.
Na
kampusie jest raczej cicho i spokojnie. Co rano za oknem można
posłuchać leśnego ptactwa łącznie z dzięciołem. Jedna koleżanka widziała
nawet rodzinę dzikich królików na trawniku przed akademikiem.



Jeśli
chodzi o obiekty sportowe, studenci mają do dyspozycji dwa stadiony
(jeden do piłki nożnej, a drugi baseballowy) halę do koszykówki,
siłownie, korty tenisowe, basen i ściankę wspinaczkową. Wszystko jest za
darmo i otwarte przez cały tydzień do późna w nocy. Dawno nie byłam na
polskiej siłowni, więc nie wiem czy też obowiązują takie standardy, ale
tutaj przy każdym przyrządzie w specjalnej przegródce znaleźć można
spryskiwacz z płynem dezynfekującym i szmatkę. Po treningu należy po
sobie przetrzeć wszystkie dotykane elementy. Na ściance wspinaczkowej
bezpłatnie można wypożyczyć nie tylko uprząż, ale także buty. Po
pierwszej wizycie rozmiar jaki nosicie jest wprowadzany do systemu,
także następnym razem jak przyjdziecie i pokażecie legitymacje, obsługa
bez pytania wie jakie buty wam wydać.
Centralnym punktem kampusu jest wieża zegarowa. Oparta na czterech betonowych słupach stanowi coś w rodzaju bramy, ale przejście pod nią przynosi pecha. Po krótkim śledztwie Mysz dowiedziała się, iż ten pech w praktyce oznacza nieukończenie studiów w terminie… I tak jej to nie grozi, więc Mysz przechodzi sobie pod zegarem codziennie, podczas gdy wszyscy zabobonni Amerykanie obchodzą ją w kółko.


Tuż
przy wieży znajduje się pętla autobusowa. Studenci UNCG mogą bezpłatnie
korzystać z komunikacji miejskiej za okazaniem legitymacji. Autobusem
można pojechać do Downtown, albo na zakupy do któregoś z licznych
centrów handlowych. Najpopularniejszym sklepem wśród studentów jest
Wall-mart, odpowiednik naszej Biedronki albo jeszcze gorzej. Mysz
wybrała się tam na samym początku w celu zakupu pościeli, gdyż akademik
za takie luksusy liczy sobie 15$ tygodniowo.
Na
kampusie znajduje się również poczta. Ponieważ akademiki nie mają
portierni, nie ma też w nich miejsca na korespondencje. Wszystkie
przesyłki trafiają na kampusową pocztę, a student zostaje poinformowany
mailowo, iż czeka na niego list lub paczka. Oczywiście można stamtąd
również nadać paczkę, choć nie jest to tania sprawa. Podobno 2kg
przesyłka do Polski kosztuje 35$.


Jednym
z największych budynków jest uniwersytecka biblioteka. Oprócz książek
posiada również bogate zbiory filmów na DVD i muzyki na CD. Można w niej
bezpłatnie drukować, skanować i kserować za okazaniem legitymacji i
oczywiście korzystać z jednego z setek komputerów. Biblioteka natomiast
nie oferuje żadnych akademickich podręczników, ale o tym będzie innym
razem.
Obiecuje pokazać wam zdjęcia kampusu, ale w tym celu muszę poczekać na ładną pogodę (dotrzymałyśmy słowa! :D - przyp. red. )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz