Obecnie, księstwo składa się z jednej góry o powierzchni ok. 2 km2, zamieszkanych (przynajmniej teoretycznie) przez 32000 rezydentów. Dla bezpieczeństwa śmietanki europejskiej, w mieście zainstalowanych jest aż 30000 kamer czyli niemal każdy ma swoją własną. Księstwo ma granice długości 4.4 km i wybrzeże długości 4.1. Posiada aż 2 km torów kolejowych w całości schowanych pod górą oraz aż 50 km dróg. Nie wiem gdzie im się to mieści. Może dwupasmówki liczą się podwójnie. Językiem urzędowym jest francuski, choć istnieje też ponoć język monegaski.
Daty, które rozsławiły Księstwo Jednej Góry to:
1863 - książę Charles III powołał do życia słynne Kasyno, a 3 lata później powstaje najbardziej znana dzielnica Monaco, Monte Carlo, nazwana tak na cześć światłego księcia.
Iluminacja przed kasynem:
W 1869 roku zniesiony został w Księstwie podatek dochodowy
1956 - książę Rainier III poślubił gwiazdę Hollywood Grace Kelly, którą poznał rok wcześniej na festiwalu w Cannes (daleko nie miał).
1982 - księżna Grace zginęła w wypadku samochodowym, podobno trafił ją szlag wywołany kłótnią z krnąbrną, najmłodszą pociechą Stefanią.
Podobnie jak na zeszłorocznym rejsie, akurat mysiej wachcie przypadło szczęście przygotowania, (przynajmniej częściowo) kolacji sylwestrowej. Nasza nadgorliwa pani oficer zaczęła piec ciasta już dwa dni wcześniej. Ponieważ wieczerza sylwestrowa miała być suta, to zamiast obiadu Kapitan zarządził lekki lunchyk, na który zrobiliśmy prawdziwą, polską pizze (grubość ciasta co najmniej 2 cm). Była to chyba najbardziej masowa produkcja pizzeryjna, w jakiej brałam udział.
1956 - książę Rainier III poślubił gwiazdę Hollywood Grace Kelly, którą poznał rok wcześniej na festiwalu w Cannes (daleko nie miał).
1982 - księżna Grace zginęła w wypadku samochodowym, podobno trafił ją szlag wywołany kłótnią z krnąbrną, najmłodszą pociechą Stefanią.
Podobnie jak na zeszłorocznym rejsie, akurat mysiej wachcie przypadło szczęście przygotowania, (przynajmniej częściowo) kolacji sylwestrowej. Nasza nadgorliwa pani oficer zaczęła piec ciasta już dwa dni wcześniej. Ponieważ wieczerza sylwestrowa miała być suta, to zamiast obiadu Kapitan zarządził lekki lunchyk, na który zrobiliśmy prawdziwą, polską pizze (grubość ciasta co najmniej 2 cm). Była to chyba najbardziej masowa produkcja pizzeryjna, w jakiej brałam udział.
Wieczorem impreza toczyła się na dwa fronty: żywieniowy w mesie oraz taneczny w tzw. klasie. Jest to niewielkie pomieszczenie, gdzie zazwyczaj absolutnie nie ma wolnej przestrzeni, tym razem dzięki uprzejmości Złego Bosmana, który rękami wachty bosmańskiej rozkręcił znajdujące się tam stoły, przestrzeni zrobiło się aż niewiele, i tak powstał parkiet. Bal był, przynajmniej teoretycznie, kostiumowy. Możecie zgadywać trzy razy za kogo była przebrana Mysz, a dla tych którzy nie zgadli zdjęcie:
Nie macie pojęcia jak trudno jest kupić czerwoną sukienkę w białe kropeczki. Mysz na szczęście jest kreatywna i zręczna, więc przy pomocy białego papieru, nożyczek i taśmy dwustronej przerobiła zwykłą, czerwoną sukienkę w czerwoną sukienkę w kropeczki. Problem był tylko taki, że taśma okazało się mało trwałym spoiwem i Mysz wszędzie zostawiała ślady swej obecności. Jak była to ściana, albo stół to pół biedy, ale koszula obcego mężczyzny? Zero prywatności, a przecież paparazzi czają się wszędzie i jeszcze te 30000 kamer. Ostrzegam na przyszłość, nie popełnijcie tego błędu.
O północy książę Albert zafundował nam fajerwerki. Były niezłe, ale oczywiście nie tak spektakularne jak te, które Mysz dostała na urodziny.
Po trwających niemal godzinę życzeniach (nie tak łatwo się wyściskać i napić z pół-setką ludzi) wybraliśmy się na rekonesans, by zobaczyć jak bawi się ta lepsza część świata. Było tłoczno i gwarno, ale w przybliżeniu wyglądało to jak pierwsza lepsza fiesta w Barcelonie. Pewnie crème de la crème jednak bawił się gdzieś w podziemiach.
O północy książę Albert zafundował nam fajerwerki. Były niezłe, ale oczywiście nie tak spektakularne jak te, które Mysz dostała na urodziny.
Po trwających niemal godzinę życzeniach (nie tak łatwo się wyściskać i napić z pół-setką ludzi) wybraliśmy się na rekonesans, by zobaczyć jak bawi się ta lepsza część świata. Było tłoczno i gwarno, ale w przybliżeniu wyglądało to jak pierwsza lepsza fiesta w Barcelonie. Pewnie crème de la crème jednak bawił się gdzieś w podziemiach.
Na spacer noworoczny Mysz wybrała się z Kotem Przewodnikiem i Złym Bosmanem, który jako stały bywalec oprowadził nas dokładnie i szczegółowo.
Panorama portu:
Panorama portu:
Monte Carlo, jak sama nazwa wskazuje, składa się głównie z góry. Przez dość uroczy park można wspiąć się na stare miasto w centrum którego stoi książęcy pałac.
Na dziedzińcu jest pomnik Francesca Grimaldiego, postawiony mu w siedemsetną rocznice bohaterskiego wyrżnięcia załogi fortecy, oraz mnóstwo armat. Przy armatach leżą stosy kul pospawanych ze sobą, żeby nikomu nie przyszło do głowy oddać salwy honorowej.
Zajrzeliśmy też do katedry św. Mikołaja, gdzie pochowana jest cała dynastia Grimaldich. Poza obrzydliwymi, nowoczesnymi organami, kościół prezentuje się całkiem ładnie, zdecydowanie przedkładając surową elegancję nad barokowe, czy renesansowe, tandetne zdobnictwo.
Takiego mam w domu tylko nieco mniejszego.
Kilka pomników:
Na koniec, wśród portowych kramów, Mysz spotkała kuzyna. Na szczęście był bardziej fotogeniczny niż ten z Krasnojarska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz